wtorek, 8 grudnia 2020

Nadzieja w Amazonii - wywiad z Jimmy Piaguaje, Indianinem Siekopai

Jimmy Piaguaje jest młodym tubylczym obrońcą indiańskiego plemienia Siekopai z Siekoya Remolino, społeczności składającej się z 53 rodzin mieszkających nad brzegiem rzeki Aguarico w północno-wschodnim ekwadorskim regionie Amazonii.

Siekopai (co oznacza wielobarwni ludzie) są znani ze swojej szamańskiej przenikliwości i wiedzy o roślinach leczniczych, z których używają ponad 1000 różnych gatunków.

Zgodnie z wierzeniami Siekopai o ich pochodzeniu, bóg Ñañëpaina zstąpił z nieba, aby znaleźć swoich ludzi żyjących pod ziemią i wyzwolić ich do życia na ziemi. Ich język nazywa się Paai koka. Siekopai noszą korony i opaski na ramionach wykonane z liści i kwiatów oraz malują swoje ciała i twarze geometrycznymi wzorami. Znani również jako Secoya, słyną z doskonałego ostrego sosu z papryki z dżungli i picia yoko (przypominającego kawę napoju z winorośli).

 

Jimmy Piaguaje w tradycyjnym stroju. (Foto.
Ribaldo Piaguaje)

Siekopai są zagrożonym ludem, który broni delikatnego ekosystemu, od którego wszyscy jesteśmy zależni: Amazońskiego Lasu Deszczowego.


Historycznie plemię Siekopai liczyło ponad 30 000 osób i zajmowało ogromne terytorium, które rozciągało się około 7 milionów akrów od Ekwadoru do Kolumbii i Peru. Obecnie pozostaje tylko około 1600 Siekopai, 900 w Peru i 700 w Ekwadorze, gdzie żyją na 50 000-akrowym fragmencie lasu deszczowego, otoczonym przez tereny wydobywcze ropy naftowej i monokulturowe plantacje palm olejowych.

W odpowiedzi na egzystencjalne zagrożenia, przed którymi stoją, Jimmy i grupa innych młodych liderów Siekopai opracowali szereg innowacyjnych projektów, chroniąc szamańską wiedzę przodków w formacie wideo i prowadząc warsztaty środowiskowe z młodzieżą Siekopai. Ich kolejnym celem jest otwarcie alternatywnej szkoły z modelem edukacyjnym opartym na ich własnej kosmowizji (kliknij tutaj, aby pomóc im spełnić to marzenie).


Rozmawialiśmy z Jimmy'm o strategiach oporu i historiach przodków Siekopai, o jego szamańskiej podróży oraz o tym, jak tubylczy światopogląd może pomóc w walce ze zmianami klimatu.


WR: Jak pandemia wpłynęła na społeczności Siekopai?

JP: W ekwadorskiej Amazonii narodowość Siekopai jako pierwsza potwierdziła pozytywne przypadki Covid-19. Pewien mądry starzec zmarł na Covid. Był członkiem mojej rodziny. Wiedział dużo o roślinach leczniczych. To był wielki cios dla Siekopai, ponieważ jest nas niewielu i wszyscy się znamy. Potem zmarł nauczyciel od dawna zaangażowany w walkę o obronę naszej kultury. To była bardzo trudna sytuacja. Szukaliśmy pomocy u władz lokalnych i krajowych, ale tak naprawdę nie odpowiedzieli. Niektóre organizacje sojusznicze dostarczyły leki, testy i dokładne informacje. Ale zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że lekarstwa z zewnątrz nam nie pomagają. W obliczu wielu przypadków Covid zaczęliśmy szukać roślin leczniczych. Ostatecznie większość ludzi, którzy przeżyli, była leczona roślinami leczniczymi. Nadal leczymy ludzi naparami roślinnymi, takimi jak ajo del monte, chinchona i cedros, z dobrym skutkiem.

Doprowadziło to do kilku bardzo ważnych refleksji w społecznościach Siekopai; ponowne odkrycie, uznanie i wiara w lekarstwa naszych przodków. A kiedy wszystko się zawaliło w świecie zewnętrznym, chociaż byliśmy pod wpływem tych zdarzeń, byliśmy mniej więcej w porządku. To była dla nas głęboka refleksja. Widzenie, jak reszta świata cierpi i uświadamianie sobie, co jest ważne. Teraz, gdy tak wielu ludzi na świecie uczy się uprawiać żywność, utrzymujemy chakras naszych przodków (tradycyjne obszary rolnicze na małą skalę). Teraz bardziej niż kiedykolwiek wiemy, jak ważne są nasze chakras, wiedza naszych przodków, nasze rośliny lecznicze. To był dla nas prawdziwy podarunek ukryty za pandemią.

Z drugiej strony nasza sytuacja w zakresie bezpieczeństwa żywnościowego stała się jeszcze bardziej niepewna, ponieważ ludzie spoza naszego terytorium wykorzystują pandemię do inwazji na ryby i polowania. Otrzymujemy paczki z pomocą żywnościową i jesteśmy bardzo wdzięczni, ale są to krótkoterminowe rozwiązania, które powodują uzależnienie i przynoszą odpady z tworzyw sztucznych do naszych społeczności. Suwerenność żywieniowa jest dla nas głównym problemem, który sięga znacznie dalej niż pandemia, a to z powodu kurczenia się naszego terytorium i skażonych rzek.

A koncerny naftowe nigdy się nie zatrzymują. Pomimo ryzyka, że przyniosą wirusa do społeczności, nie przestają pracować.

Siekopai leczyli się z Covid19 za pomocą roślin leczniczych (Fot. z archiwum
Siekopai)

WR: Powiedz nam więcej o zagrożeniach na terytorium Siekopai.

JP: Z dokumentów spisanych przez jezuitów w XVII wieku, kiedy misjonarze przybyli na terytorium Siekopai, wiemy, że w tym czasie w strefie między Putumayo, rzeką Aguarico i Napo było około 30 000 do 40 000 Siekopai. Misjonarze przynosili choroby, takie jak grypa i odra, które wygasiły 90% naszej populacji. Zniknęły całe ludy i klany. Bardzo niewielu przeżyło, ukrywając się w głębi dżungli. Potem przybyli zbieracze kauczuku i nawet stamtąd usunęli Siekopai. W ten sposób straciliśmy nasze terytorium. Kiedyś mieliśmy dużą populację i terytorium, podczas gdy obecnie w Ekwadorze mamy tylko około 700 osób, które mieszkają na bardzo ograniczonym obszarze. Czujemy się bardzo zagrożeni i bardzo zmartwieni, ponieważ nasze terytorium jest bardzo małe, a nas otacza eksploatacja ropy naftowej i rolnictwo monokulturowe.

Budowa dróg to kolejne zagrożenie. Państwowa firma energetyczna chce zbudować drogę dojazdową na naszym terytorium, aby dotrzeć do szybów naftowych głęboko w dżungli. W naszym Zgromadzeniu głosowaliśmy, aby nie pozwolić im na budowę, ale oni naciskają. Drogi są poważnym zagrożeniem, nasi starsi naprawdę się martwią. Wielu Siekopai nie chce dróg, ale inni tak. Istnieje część społeczności, która z powodu wpływów ze świata zewnętrznego nie jest tak naprawdę świadoma tego, co oznacza nasze terytorium. Nie mówię, że świat zewnętrzny jest zły, ale musimy znaleźć równowagę między tymi dwoma światami, aby zdecydować, jak będziemy żyć. Ale są ludzie, którzy o tym nie myślą. Nie myślą o innych członkach społeczności, o starszych. Myślą tylko o korzyściach osobistych.

Ludzie spoza naszego terytorium napadają na nasze ziemie w celu wyrębu lasów i polowań. Kiedy nie ma pracy, ludzie ci zwracają się w stronę rybołówstwa, polowań i wycinki drzew aby zarobić. Nasze terytorium jest bardzo małe, a nowe drogi jeszcze bardziej ułatwiają wywóz surowców naturalnych (lasów, zwierząt i ptaków) na sprzedaż. Wpływa to na życie naszej społeczności i bioróżnorodność obszaru. Ludzie sprzedają drewno za grosze, aby spróbować wysłać swoje dzieci na uniwersytet. Prawie wszystkie dobrej jakości drzewa zniknęły. Ścinanie drzew robi dużo hałasu, zwierzęta uciekają jak najdalej mogą, w głąb dżungli.

Drogi umożliwiają także przedostawanie się alkoholu i narkotyków do naszych społeczności. To naprawdę smutne widzieć, jak wielu młodych Siekopai jest uwięzionych w alkoholizmie i narkomanii. Kiedy w lutym wybuchła pandemia, pewien młody Siekopai zagubiony w świecie narkotyków popełnił samobójstwo. To było naprawdę smutne. Był on moim przyjacielem.

Z rozmów z ojcem i starszyzną wiem, jak wyglądało nasze terytorium. Teraz nie mamy prawie żadnych zasobów, prawie żadnych ryb, żadnych zwierząt, by polować. Nasze rzeki są zanieczyszczone toksycznymi odpadami pochodzącymi z przemysłu oleju palmowego. Brak suwerenności żywieniowej to naprawdę duży problem. Oto zagrożenia, przed którymi stoimy.

Wszystkie te rzeczy skłoniły nas do zastanowienia się, dokąd zmierzamy. Czy nasza kultura przetrwa kolejne pięć, dziesięć, dwadzieścia lat? Czy po prostu umrzemy?

 

Siekopai zamieszkują brzegi rzeki Aguarico. (Fot. z archiwum Siekopai)
 

WR: Jakie są wasze główne strategie oporu?

JP: Coraz więcej osób w społeczności zaczyna zdawać sobie sprawę, że nasze terytorium naprawdę ma znaczenie. Zaczęliśmy więc monitorować terytorium, patrolować je, aby ludzie nie mogli wchodzić i polować na zwierzęta. Niektóre rodziny zaczęły sadzić na swoich chakras różne gatunki drzew, roślin jadalnych i leczniczych. Są bardzo zadowoleni z tej pracy.

Należę do grupy młodych liderów Siekopai, którzy utworzyli organizację „Sëra”, tj. duch nieba, który przybywa każdego Kakotëkawë (lata), aby ogłosić nową erę. Naszym pierwszym projektem było rozpoczęcie ochrony wiedzy szamańskiej naszych przodków w formacie wideo.

Potem rozpoczęliśmy pracę w obszarze edukacji, która stał się naszym głównym celem. Prowadzimy warsztaty szkolne promujące świadomość ekologiczną poprzez wymianę międzypokoleniową między starszyzną, rodzicami i dziećmi. Mówimy o wiedzy przodków, identyfikacji i zastosowaniach roślin leczniczych, o zagrożeniach, przed którymi stoimy. Pytamy, co jest dla nas ważne, co chcemy zachować, jako Siekopai? Celem jest zaszczepienie dzieciom świadomości, że nasze terytorium ma znaczenie, że powinny mieć szacunek dla starszych, dla Matki Natury, dla naszej własnej kosmowizji. Wiemy, że dzieci są jak nasiona; jeśli zasiejemy im myśl, że muszą wyciąć dżunglę, aby zasadzić palmy olejowe, będą chcieli to zrobić. Ale zamiast tego mówimy im, że musimy dbać o dżunglę, bo to jest nasze bogactwo i że są inne sposoby na to, aby przetrwać. Dlatego uważam, że edukacja jest tak ważna.

Aby rozwiązać problem niezależności żywnościowej, pracujemy nad projektem hodowli ryb (zrównoważona hodowla ryb na małą skalę). Gdyby nasi ludzie zobaczyli, że mamy rzeczywiste alternatywy, takie jak ta, pomogłoby nam to oprzeć się wtargnięciu dróg na naszym terytorium.

Wspólne warsztaty międzypokoleniowe  (Fot. z archiwum Siekopai)


WR: Co daje ci nadzieję i siłę do dalszej walki po tym, jak Siekopai doświadczyło tylu niesprawiedliwości?

JP: Bycie przedstawicielem ludów rdzennych oznacza opór i walkę. Moi ludzie stawiają opór od ponad 400 lat. Mimo że doświadczyliśmy wielu niesprawiedliwości, wysiedleń, niewolnictwa, marginalizacji, nigdy nie utraciliśmy naszych korzeni. Nigdy nie przestawaliśmy walczyć o wolność, godność i, co najważniejsze, o nasze terytoria. Idziemy dalej z tą samą siłą, z tą samą mądrością. Wciąż domagamy się prawa do ponownego zamieszkania na terytorium naszych przodków, abyśmy mogli ponownie połączyć się z Wielkim Duchem.

Moi ludzie dają mi dużo nadziei. Chociaż istnieje wiele konfliktów wewnętrznych i straciliśmy 90% naszego terytorium i populacji, nigdy się nie poddaliśmy. Idziemy z wiarą z naszymi przodkami, którzy zaszczepili w nas wartość życia, wartość szacunku, wartość oporu i walkę. Daje mi to też wiele nadziei, że zobaczę młodych ludzi z innych rdzennych narodowości i innych terytoriów, którzy przyłączają się do ruchu oporu, robią kreatywne rzeczy, pracują nad filmami, ratują nasze wartości kulturowe. Czuję, że nie jestem sam. Jest wielu takich jak ja walczących o swoje terytoria. Możemy zjednoczyć nasze głosy, aby domagać się sprawiedliwości, domagać się autonomii rdzennych terytoriów, abyśmy sami mogli decydować o tym, co dzieje się na naszych terytoriach. I to jest to, co daje mi wiele nadziei.

Również ludzie tacy jak ty dają mi nadzieję, potrzebujemy ludzi takich jak ty, którzy znają świat zewnętrzny, aby nasze głosy docierały do większej liczby osób. Dlatego cieszę się, że mogę podzielić się z wami tym, co czujemy, co się z nami dzieje, czego potrzebujemy, aby przetrwać, jako Siekopai, jako rdzenni ludzie.

Czasami ludzie używają rasistowskich obelg przeciwko rdzennym mieszkańcom. Przydarzyło się to także mi, ale nigdy nie sprawiało mi to przykrości. Czuję się dumny, że nazywam się Siekopai, że nazywam się tubylcem.

 

"Bycie rdzennym człowiekiem oznacza stawianie oporu". (Foto. Erin Deo)

WR: W jaki sposób światopogląd rdzennych ludów mógłby pomóc w walce ze zmianami klimatycznymi?

JP: To pytanie naprawdę zmusiło mnie do myślenia. Światopogląd tubylców opiera się na życiu w harmonii z naturą i innymi ludźmi, szanowaniu wszystkiego, co nas otacza. To model, który nie wymaga od nas grabieży wszystkich zasobów naturalnych. Uczy nas, że wszyscy jesteśmy częścią Matki Natury, że naszym obowiązkiem jest wykorzystywanie zasobów w sposób zrównoważony. Matka Natura zapewnia wszystko: lekarstwa, pożywienie, wodę i powietrze. Nie musimy niszczyć, ale współistnieć.

Ten sposób życia opiera się na wzajemności. Dzielimy się, nawet jeśli druga osoba jest inna niż ja. Udostępnianie i współpraca. Tak żyli nasi przodkowie i to powinno być wzorem tego, jak żyjemy. Myślę, że globalne przesunięcie w kierunku tych wartości mogłoby pomóc w walce ze zmianami klimatycznymi.

Pomocne mogłoby być również przejście na tradycyjne rodzime rolnictwo. Jest sposób sadzenia, z modlitwą do Matki Natury, śpiewem, aby maniok i babka dobrze rosły. Nie musimy wycinać tysiąca hektarów pod plantacje monokulturowe. Zamiast tego sadzimy różnorodne drzewa, drzewa owocowe, rośliny jadalne i dzielimy się tym, co mamy.

Tradycyjnie Siekopai mieszkali wspólnie w gigantycznych malokach (drewnianych chatach z otwartymi ścianami) z czterdziestu do sześćdziesięciu rodzin. To współistnienie oznaczało, że ludzie robili wszystko razem. Wszyscy wstali wcześnie około 3 nad ranem, aby przygotować i napić się yoko, skręcić nici chambira (palmy, z której usuwa się włókno, aby zrobić hamaki) oraz opowiedzieć historie i legendy. Kobiety dyskutowały o tym, co zrobią tego dnia, co może przynieść przyszłość. Dzieci też tam byłyby, to był sposób w jaki się uczyły. Maloka jest dla nas symbolem harmonijnego życia, wspólnoty, dzielenia się. Gdyby jeden mężczyzna szedł na polowanie, to wszyscy mężczyźni szli razem polować, a potem dzielili się jedzeniem między wszystkich. To wspólny wysiłek, ustawiczny wysiłek, w którym nikomu niczego nie brakuje i każdy ma to samo, co wszyscy.

Życie społeczności Siepai (Foto. Erin Deo)

WR: W jaki sposób historie przodków Siekopai były przekazywane z pokolenia na pokolenie? Czy jest jakaś historia, która jest najbardziej charakterystyczna dla Siekopai?

JP: Cała wiedza, historia i legendy były przekazywane ustnie, od rodziców do dzieci aż po dziś, poprzez codzienne praktyki, takie jak polowanie, łowienie ryb i budowanie malok. W naszych ustnych tradycjach jest wiele ważnych opowieści o roślinach, zwierzętach, duchach. Na przykład, co zrobić, jeśli spacerujesz po dżungli, a nieznany duch staje przed tobą i przeraża cię, żebyś nie zachorował.

Jest jedna ważna i istotna historia, którą chciałbym się podzielić. Pewnego dnia niektórzy mieszkańcy wioski spacerowali przez pół dnia, aby łowić ryby w rzece z barbasco (substancją roślinną używaną do ogłuszania ryb, aby można je było łatwo złapać). Gdy dotarli do rzeki, zaczęli rozbijać obóz. Jeden mężczyzna opuścił grupę i udał się na poszukiwanie Juri, ducha wiatru, który mieszkał na gigantycznym drzewie. Mężczyzna poprosił Juri o pozwolenie na łowienie ryb, ponieważ była ona właścicielką rzeki. Odrzuciła jego prośbę, mówiąc, że to nie czas na łowienie, że będą musieli czekać. Mężczyzna wrócił do grupy i przekazał, co powiedziała Juri, że nie wolno im łowić, ale jego towarzysze wpadli w złość i nie posłuchali go. Przeszli długą drogę i byli głodni, chcieli jeść. Mężczyzna ponownie poszedł porozmawiać z Juri, która nalegała, aby powstrzymał swoich przyjaciół przed łowieniem ryb. Ale kiedy wrócił do rzeki, złowili już i zabili dużo ryb, palili je nad ogniskiem i szczęśliwie jedli. Mężczyzna z niepokojem poszedł opowiedzieć Juri, co się stało. Duch wiatru wpadł w furię. Powiedziała mężczyźnie, aby ukrył się w jaskini z rodziną. Pobiegł po rodzinę, zostawiając towarzyszy jedzących ryby. Po drodze zebrał kilka orchidei, których użył do zablokowania wejścia do jaskini. Storczyki zamieniły się w psy i strzegły rodziny. Nagle niebo pociemniało i wiał tak silny wiatr, że spadały gałęzie drzew. Rodzina słyszała okrzyki desperacji dochodzące z obozu nad rzeką, ponieważ Juri usunęła oczy wszystkim wędkarzom, tak że nie mogli wrócić do domu. Przybyły zwierzęta z dżungli, jaguary, dziki i mrówki, i pożerały ludzi w obozie. Jedynie rodzina w jaskini przeżyła.

Refleksja jest taka, że jeśli będziemy nadal niszczyć środowisko naturalne, wkrótce stanie się z nami to samo, że staniemy się ślepi w obliczu tak wielkiej dewastacji, a Matka Natura może nas wykończyć. Ta historia wydaje się być bardzo istotna dla tego, co dzieje się dzisiaj z pandemią. Starsi opowiedzieli te historie, abyśmy szanowali Matkę Naturę, żyli w harmonii i nauczyli się, że nie musimy zabierać wszystkich zasobów naturalnych, a jedynie to, czego potrzebujemy.

Duch wiatru mieszkał w ogromnym drzewie (Fot. Mitch Anderson, Amazon Frontlines)


WR: Jak wyglądają duchy dżungli? Czy je widziałeś?

JP: Rzadko można zobaczyć duchy dżungli, ale czułem je, kiedy polowałem. Żyją na gigantycznych drzewach ceibo w bardzo głębokiej dżungli, gdzie nikt nie chodzi. Ci, którzy je widzieli, ludzie, którzy łowią nocą na ryby, powiadają, że są podobne do ludzi, około 1,5 metra wzrostu z nosem, oczami i szponami orła. Mają nogi jak ludzie, ale pokryte są czarnymi piórami. Wszyscy ludzie, którzy je widzieli, tak je opisują. A kiedy duchy latają, zawsze używają wiatru, silnych wiatrów do szybowania. Kiedy w dżungli dochodzi do jakiejkolwiek eksploatacji, duchy te tracą domy i odchodzą.


WR: Narodowość Siekopai jest znana ze swoich potężnych szamanów i wiedzy o roślinach leczniczych, zwłaszcza yajé (ayahuasca). Opowiedz nam więcej o tym, o swojej własnej podróży z yajé oraz o swoim projekcie ocalenia tej starożytnej mądrości za pomocą filmów.

JP: Moi ludzie byli zawsze bardzo uduchowieni, wielu pijących yajé, wielu mądrych starszych z głębokim połączeniem z naturalnymi przestrzeniami, z czasami, ze zwierzętami. Dobrze znaliśmy yajé, świat duchowy. Kiedy misjonarze przybyli w latach 60-tych i 70-tych, większość tej wiedzy została utracona. Misjonarze pracowali z firmami naftowymi. Przybyli, aby oczyścić dżunglę z jej rdzennych mieszkańców i pozwolić pracować firmom naftowym. Ewangelicy zakazali picia yajé. Mówili, że należy ono do diabła, a ci, którzy go piją, pójdą do piekła. Te obawy ogarnęły starszyznę.

Tak wiele rodzin przestało pić yajé. Mój ojciec przestał je pić, ale wciąż ma dużą wiedzę o roślinach. Bardzo niewiele osób nadal pije yajé, chociaż mój dziadek Bacilio nadal pije. Kilka razy piłem z dziadkiem.

 

Członek starszyzny Siekopai (Fot. Erin Deo)

Jestem na ścieżce roślin, na ścieżce yajé i mądrości przodków. Chciałbym podążać tą ścieżką dalej, aby nauczyć się uzdrawiać. Nasi starsi mają tę wiedzę, jak leczyć dymem tytoniowym, modlitwą, jak uzdrowić każdą chorobę. Widziałem wielu ludzi, którzy cierpią nie tylko fizycznie, ale także w głębi ich duszy. Bardzo chciałbym się dowiedzieć, jak prowadzić ich na ścieżce życia. Chciałbym być przykładem na ścieżce życia, walki i oporu. Walkę trzeba podejmować dobrymi czynami, nie oszukiwaniem i kłamstwem, ale sercem zawsze połączonym z wszechświatem, z Wielkim Duchem, zawsze połączonym z tą mądrością. To jest moja ścieżka, mój cel, do którego dążę, ucząc się od ojca i naszej starszyzny.

Wyruszyłem tą ścieżką pewnego dnia, kiedy wróciłem do domu z miasta i zastałem matkę bardzo chorą. W desperacji zdecydowałem się pić yajé, aby być bliżej niej, gdyby umarła. W moich wizjach yajé tamtej nocy szedłem i chodziłem w ciemności i nie mogłem znaleźć światła. Krzyczałem i płakałem, czułem, że moje serce jest złamane i puste. Poczułam straszny ból w duszy, najgorszy ból, jaki kiedykolwiek czułam w życiu. Nie da się tego wyjaśnić. W końcu, po tym, jak tak długo chodziłem i krzyczałem w ciemności, obok mnie pojawiło się światło i powiedziało „Jestem twoim bogiem”. Byłem głęboko zdezorientowany. Pomyślałem, dlaczego bóg jest tutaj w mojej wizji yajé, kiedy powinien być tam, w kościele? Nie mogłem zobaczyć ciała istoty, ale miała na sobie biały lśniący garnitur i powiedziała mi: „Nie martw się, twoja matka nie umrze. Jutro będzie zdrowa. Podążaj dalej tą ścieżką. Będę oświetlał ci drogę, abyś mógł dobrze czynić”. Opuściłem ceremonię o 5 rano i wróciłem do domu, a moja mama czuła się dobrze i pracowała na chakra. Nie mogłem w to uwierzyć. To zmieniło całe moje spojrzenie na religię, na yajé. Zrozumiałem, że prawdziwy bóg jest w każdym z nas, w naszych pozytywnych działaniach, kiedy pomagamy sobie nawzajem, kiedy współpracujemy. Boga nie ma w kościele, ale w każdym z nas. Tego nauczyłem się poprzez yajé.

Jest bardzo niewielu młodych Siekopai podążających tą ścieżką. Znam kilku, ale nie są zbyt zaangażowani. Kiedy zapraszam ich na ceremonię, to idą ze mną. Zawsze zapraszam moich siostrzeńców. Mówię im, przyjdźcie i napijcie się yajé, zamiast upijać się piwem. Przyjdźcie i oczyśćcie swoją duszę, ducha i swoje ciało. Zawsze mi potem dziękują.

Jimmy i Ribaldo Piaguaje uczą się o roślinach od członka starszyzny (Fot.
Jerónimo Zúñiga, Amazon Frontlines)

W chwili obecnej wiedza przodków jest szybko tracona. Młodzi ludzie nie są już nią zainteresowani ze względu na wpływ świata zachodniego. Nasi mądrzy starsi umierają nie pozostawiając po sobie żadnego dziedzictwa. Wraz z innym młodym obrońcą Siekopai stworzyłem projekt, aby zabezpieczyć ich wiedzę za pomocą filmów. Spotykamy się ze starszymi, gdy zbierają rośliny i nagrywamy, jak rozmawiają o tym, jak je identyfikują i wykorzystują. (Aby dowiedzieć się więcej o tym projekcie i zobaczyć niektóre filmy, kliknij tutaj). Ten projekt zgromadził grupę naszą młodych liderów i zaczęliśmy się organizować.

W sierpniu w mojej wspólnocie odbyła się ważna ceremonia yajé. Sierpień (w naszym języku znany jako Kakotëkawë) jest dla nas bardzo ważny. Jest to miesiąc duchowości. Zgodnie z naszą kosmowizją niebiańskie istoty przybywają na wierzchołki drzew właśnie w sierpniu. Tak więc, kiedy ktoś przyjmuje yajé, łatwiej jest połączyć się z nimi i z Wielkim Duchem. To wtedy, kiedy zastanawiamy się nad rzeczami, które musimy ulepszyć, sadzimy i naprawiamy nasze chakras. W sierpniu nasze emocje są znacznie silniejsze, jesteśmy bardzo wrażliwi, musimy bardzo dbać o to, jak traktujemy innych, być szczególnie delikatnym.


WR: Opowiedz nam o Lagartococha, duchowym centrum Siekopai i walce o jego odzyskanie.

JP: Pë’këya (Lagartococha) to duchowe centrum Siekopai. W czasie przed przybyciem białych ludzi wielcy szamani Siekopai ze wszystkich zakątków naszego terytorium gromadzili się nad rozlewiskami w Kakotëkawë (sierpień), aby odprawiać ceremonie yajé w towarzystwie Kofanów i innych rdzennych ludów. W swoich wizjach łączyli się z Wielkim Duchem, aby ich ludom nigdy nie zabrakło pożywienia, zwierząt ani ryb i aby nie cierpieli z powodu chorób. Szamani również spojrzeli w przyszłość i dali ludziom znać, że jest nadzieja; że nadszedł czas, aby przygotować chakras i dobrze żyć.

Dzisiaj podążamy tą samą ścieżką. Co roku w sierpniu podróżujemy do Pë’këya, aby odprawić ceremonię, ale teraz nie ma tam spokoju. Terytorium naszych przodków zostało dla nas utracone, a walka o jego odzyskanie nie jest czymś nowym. To stara walka naszej starszyzny.

Nasi przodkowie w tamtym rejonie bardzo cierpieli. Zostali wypędzeni przez zbieraczy kauczuku i zniewoleni. Następnie w latach czterdziestych XX wieku, Pë’këya została spustoszona przez wojnę między Ekwadorem a Peru. Nasi ludzie musieli opuścić swoje terytorium, aby się ratować. Kiedy obszar został podzielony przez militaryzację granicy, niektóre społeczności i rodziny Siekopai nie widziały się przez pół wieku, aż do momentu podpisania traktatu pokojowego w 1998 roku, który pozwolił na zjednoczenie.

Po wojnie państwo ekwadorskie ogłosiło ten obszar rezerwatem. Nie zdając sobie sprawy, że ta ziemia jest naszym historycznym terytorium, nie zdając sobie sprawy, że Siekopai zawsze tam byli, państwo przekazało je plemionom Kichwa z Zancudo. Dla państwa dżungla to dżungla, nawet nie zapytali, do kogo należy. Nie mamy problemu z Kichwami. Nasza skarga jest skierowana do państwa za naruszenie praw naszych przodków. Poprosiliśmy o rozstrzygnięcie, ale wciąż pozostajemy bez odpowiedzi.

Nasze nadzieje na przetrwanie jako Siekopai spoczywają w powrocie do Pë’këya, na nasze terytorium, z którego pochodzimy, aby ponownie połączyć się z duchami po to, aby szamani mogli przekazać swoją wiedzę młodym. Z polecenia starszych zbudowaliśmy tam uroczysty dom nad rozlewiskiem i zasadziliśmy yajé, aby utrzymać duchowe połączenie, które pozwala nam dobrze żyć. Ale ceremonialny dom został spalony przez Kichwasów z Zancudo. Jesteśmy z tego powodu naprawdę smutni. Jesteśmy ludźmi pokoju, nie chcemy więcej wojen.


WR: Jak dominujący model ekonomiczny wpływa na zniszczenie Amazonii?

JP: Kwestie ekonomiczne należą głównych czynników niszczących w Amazonię. Tworzone sztucznie zapotrzebowanie na pieniądze jest przyczyną tak częstego wylesiania, a zwierzęta wymierają.

A jednak społeczności amazońskie potrzebują pieniędzy jak wszyscy. Ci, którzy twierdzą, że pieniądze nie istnieją w rdzennym świecie są oderwani rzeczywistości. Ludność tubylcza potrzebuje pieniędzy, ponieważ potrzeba ta została stworzona w naszych społecznościach przez świat zewnętrzny.

Więc co powinniśmy z tym zrobić? Widziałem wiele przykładów gospodarki o obiegu zamkniętym, spółdzielni o strukturach poziomych. W tego rodzaju bankach społecznościowych nikt nie ma przywilejów nad nikim innym, każdy w organizacji ma głos i prawo głosu. Zyski trafiają do wszystkich, a nie tylko do kilku wpływowych osób. I tak powinien działać system pieniężny w społecznościach tubylczych. Jest wiele osób, które są ekspertami w tej dziedzinie. Powinny być szkolenia w tym zakresie, abyśmy mogli dowiedzieć się, jak działa ten model.

Jednym z głównych powodów, dla których rdzenni mieszkańcy potrzebują pieniędzy, jest edukacja dla ich dzieci. Pójście na uniwersytet jest bardzo kosztowne dla rdzennych ludzi. Potrzeba tego rodzaju edukacji, która została również wprowadzona przez świat zewnętrzny, jest głównym motorem wylesiania i należy ją pilnie rozwiązać.

Widziałem, że niektórzy Siekopai, którzy studiują poza domem, wykorzystują naturalne zasoby rdzennych społeczności, wykorzystując wykształcenie uniwersyteckie jako uzasadnienie. Zatem system szkolnictwa wyższego jest podwójnym zagrożeniem: ludzie ścinają drzewa, aby ich dzieci mogły uczyć się w systemie myślenia, który sam w sobie prowadzi do większej destrukcji.

Jeśli nadal będziemy kontynuować ten sam zmonopolizowany model edukacji, który, jak widzimy, nie działa, który nie spełnia naszych potrzeb, który nie tworzy świadomości u młodych ludzi, to te rzeczy będą się działy. Więcej pandemii, powodzi, trzęsień ziemi. Takie są reakcje Matki Natury, która mówi nam, że coś jest nie tak.


WR: Dlaczego temat edukacji jest dla Ciebie tak ważny?

JP: Edukacja to podstawowy filar społeczeństwa. System myślowy zaimplementowany w programie nauczania generuje interakcje między ludźmi i ich ekosystemem. Istnieje wiele metod pedagogicznych, które reprezentują różne sposoby myślenia, ale obecny system edukacji jest zmonopolizowany. Zmniejsza to różnorodność możliwości tworzenia lepszego świata dla ludzkości i planety. Obecny model tylko przygotowuje nas do pracy w firmie, a nie uczy nas koegzystencji.

Społeczeństwo musi zapytać, jaki jest cel edukacji. Rzeczywistość społeczeństwa jest odzwierciedleniem jego systemu edukacji. Obecna sytuacja na świecie pokazuje nam, że zmonopolizowana edukacja nie działa. Widzimy to w zmianach klimatu, we wszystkich konfliktach, które mają miejsce, w eksploatacji surowców.

Istnieją pedagogie edukacyjne, których celem jest tworzenie harmonii między ludźmi i środowiskiem. Chociaż stanowią one mniejszość, mogą być skuteczne w obecnych czasach kryzysu, aby zmienić sposób, w jaki żyjemy.

Terytoria przodków są bogate w wiedzę, której nie zna świat zachodni. (Fot. z archiwum Siekopai)
 

Ludność rdzenna od tysięcy lat posiada własną pedagogikę edukacyjną, która pozwoliła ich społecznościom i środowisku naturalnemu rozwijać się cykl po cyklu. Terytoria przodków są bogate w wiedzę, której nie zna świat zachodni. Niestety, ostatnie pokolenie, które posiada tę wiedzę, umiera szybciej niż kiedykolwiek, bez przekazywania jej młodym ludziom, którzy są kształceni w miastach.

Pracowaliśmy nad zachowaniem tej wiedzy poprzez warsztaty środowiskowe, które odniosły taki sukces, że naszym następnym celem jest rozszerzenie ich na alternatywną szkołę. Zaprojektowaliśmy model edukacyjny oparty na własnej kosmowizji, który pozwolił nam przez tysiąclecia rozwijać się w harmonii ze środowiskiem naturalnym. Nasz program nauczania połączy mądrość przodków z aspektami współczesnej wiedzy, aby uwzględnić takie przedmioty, jak permakultura, techniki audiowizualne i technologie komunikacyjne. Celem jest wyszkolenie świadomych ludzi, zdolnych do tworzenia innowacyjnych, zrównoważonych rozwiązań. Mamy nadzieję, że zaszczepimy wartość dla życia, wartość, która uczy ludzi być różnorodnym, myśleć i robić to, co się naprawdę kocha.


WR: W jaki sposób społeczność międzynarodowa może wspierać twoje wysiłki?

JP: Ludzie mogą nam pomóc na dwa sposoby.

Aby otworzyć naszą alternatywną szkołę, musimy zalegalizować naszą organizację Sëra jako organizację pozarządową. Pracujemy nad tym procesem od 2018 r., ale nasze wysiłki zostały zahamowane przez biurokrację i brak zasobów. Zorganizowaliśmy kampanię finansowania społecznościowego, aby zebrać pieniądze na ten cel i będziemy bardzo wdzięczni za wszelkie wpłaty. Bardzo pomocne byłoby również udostępnienie kampanii.

Prosimy również ludzi o śledzenie nas w mediach społecznościowych (Twitter @NSiekopai, Facebook @Siekopai) i Instagram @Nacion.Siekopai) i wypatrywanie nadchodzącej burzy na Twitterze, aby wywrzeć presję na państwo Ekwador, aby formalnie rozstrzygnąło sprawę naszego terytorium przodków w Lagartococha.

Deoji! (Dziękuję!)

Dzieci Siekopai (Fot. Erin Deo)
 

 

Jimmy Piaguaje udzielił wywiadu Beth Pitts, która od 2013 roku pracuje z rdzennymi społecznościami Ekwadoru, zwłaszcza z tymi, którzy bronią swoich terytoriów przed wydobywaniem surowców. Od tych obrońców Beth dowiedziała się, że ekoturystyka kierowana przez społeczność umożliwia im ochronę zagrożonych ekosystemów i unikalnych sposobów życia. To zainspirowało ją do napisania „Księżycowego przewodnika po Ekwadorze i Wyspach Galapagos” (2019) (Moon Guide to Ecuador & The Galapagos Islands), pierwszego międzynarodowego przewodnika po Ekwadorze, który koncentruje się na etycznych podróżach.

Beth jest częścią zespołu Writers Rebel i jest podekscytowana alchemicznymi możliwościami zjednoczenia dwóch sił, które dają jej największą nadzieję na przyszłość: rdzennych obrońców przyrody i Extinction Rebellion.

 

Tłumaczenie: Tomasz Nakonieczny

 

Tekst źródłowy: "Hope in the Amazon: Interview with Jimmy Piaguaje" (12.11.2020)



 

sobota, 17 października 2020

Ciemna strona "zielonej energii"

W niniejszym artykule chciałbym wskazać na pewną istotną skazę w dążeniu świata do złagodzenia kryzysu klimatycznego, a która jakby nie jest do końca zauważana przez ogół.
Od razu zaznaczam, że nie jest to wywód naukowy. Pragnę się tu przyjrzeć najgłębszej przyczynie obecnych kryzysów (nie tylko klimatycznego) oraz poszukać jakiś dostępnych rozwiązań na planie fizycznej egzystencji, jak również „leków”, jak mawiają Indianie, dostępnych z płaszczyzny duchowej.

 

Na wstępie chcę podkreślić, że odejście od paliw kopalnych jest konieczne z dwóch ważnych powodów:

1. Zahamowania emisji gazów cieplarnianych, które jako ludzkość już uwolniliśmy w tak ogromnych ilościach, że poważnie zachwialiśmy równowagą klimatyczną i już zdążyliśmy „odpalić” reakcję łańcuchową dodatnich sprzężeń zwrotnych prowadzących do co raz szybszego dalszego ocieplania atmosfery, które przyczynia się do co raz częstszych i dłuższych fal upałów, susz, pożarów, powodzi, huraganów, topnienia lodowców, rozprzestrzeniania się nowych chorób i pasożytów oraz załamywania się różnorodności biologicznej. 

2. Zahamowania aktywności górniczej i wydobywczej, która silnie dewastuje krajobraz, niszczy rzeki, jeziora, gleby i lasy.

Skupmy się na tym drugim. Wystarczy popatrzyć, co z jeziorami Wielkopolski zrobiły kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego: poziom wody opadł w nich o 3-4 m, a górna Noteć całkowicie wyschła. Z kolei wydobycie ropy naftowej wkraczające w tajgę syberyjską, tundrę Alaski i dżunglę Amazońską doprowadza do dewastacji ostatnich dzikich i nieskażonych zakątków Ziemi. Wycieki ropy z pękniętych ropociągów zatruwają dotychczas czyste rzeki, a Ludzie Natury – te wszystkie wspólnoty rdzennych plemion tracą możliwości biologicznego i kulturowego przetrwania.

Dodajmy tu jeszcze katastrofy tankowców na morzach (których skutków komentować już tutaj nie będę), aby dopełnić ten ponury obraz.

Indianka. Boliwia. (Źródło: AIDA)
Indianka. Boliwia (Źródło: AIDA)


Natomiast forsowana przez politykę klimatyczną alternatywa, tj. intensywny rozwój fotowoltaiki, energetyki wiatrowej, pojazdów elektrycznych i produkcja akumulatorów jonowych pociąga za sobą boom górnictwa metali nieżelaznych, w tym metali ziem rzadkich, i to w dziewiczych zakątkach ziemi, jak np. w Tybecie, Andach, Arktyce, Amazonii, czy w amerykańskiej Newadzie i Arizonie. Ten rodzaj górnictwa prowadzi do zużywania ogromnych ilości wody, skażenia rzek metalami ciężkimi i cyjankiem, budowy dróg przez dziewicze lasy, góry i mokradła (którymi na te tereny wkraczają z kolei drwale, farmerzy i kłusownicy, a wraz z nimi choroby zagrażające ludności tubylczej), budowy zbiorników i elektrowni wodnych do produkcji elektryczności dla kopalń, a dewastujących rzeki i ich doliny. 


Kopalnia metali nieżelaznych nad Jeziorem Popo w Andach. Boliwia (Źródło: AIDA)

I oto jedne problemy (antropogeniczne zmiany klimatu i wyżej wspomniane skutki wydobycia i transportu paliw) zostały zamienione na inne, podobne, jeśli chodzi o bezpośrednie skutki środowiskowe niszczenia systemów podtrzymywania życia na planecie, a także postępujący neokolonializm na ziemiach tubylczych.

Chcąc ograniczyć emisję gazów cieplarnianych doprowadzamy do jeszcze większej dewastacji planety i cierpień ludów rdzennych. Dzieje się tak dlatego, ponieważ próbujemy załagodzić istniejący problem (zmiany klimatu i zanieczyszczenie powietrza) stosując rozwiązania należące do tej samej płaszczyzny, czy też poziomu, na którym ów problem zaistniał. Próbujemy rozwiązywać problem za pomocą metod, które same są częścią tego problemu. Tą płaszczyzną świadomości, na której wciąż się poruszamy jest technokratyczny, mechanistyczny i redukcjonistyczny paradygmat, według którego wciąż ma wzrastać konsumpcja i PKB, aby zapewnić tzw. dobrobyt (który ma się nijak do prawdziwego dobrobytu opartego na harmonii, a jest raczej pewnym wysokim standardem konsumpcyjnego życia). Tym czasem jest to logika wzrostu komórki nowotworowej - nieustanny wzrost wydobycia, produkcji, zużycia i do tego mnóstwo odpadów. 

Nie ocalimy świata stosując rozwiązania powstałe na tej samej płaszczyźnie zrozumienia, co problem, który temu światu zagraża, parafrazując słowa Alberta Einsteina.

Nie ocalimy cywilizacji, o ile wpierw nie przewrócimy do góry nogami dotychczasowych paradygmatów, na których się ona opiera.


Jakieś rozwiązania?

Osobiście nadzieję widzę w polityce redukcji konsumpcji (choć na ten moment może to być utopią), w tym redukcji zużycia energii, gospodarce cyrkularnej i regeneratywnej wdrażanych równolegle i systemowo.

Potrzebne gotowe rozwiązania już są dostępne. Bardzo wiele inspiracji możemy zaczerpnąć od kultur rdzennych, jeśli chodzi o postawy życiowe i praktyczne metody. Jednak aby to było możliwe, potrzebna jest dogłębna transformacja na poziomie mentalnym i duchowym na tyle dużej części naszego kolektywu, aby przekroczyć tzw. masę krytyczną.


Współczesny paradygmat mechanistyczno-redukcjonistyczny spychający duchowość do sfery religijnych instytucji oraz New-Age'owych teorii musi ulec przeobrażeniu w paradygmat holistyczny czerpiący zarówno z najnowszych osiągnięć współczesnej nauki, jak również naszych drogocennych tradycji duchowych przechowanych w starych kulturach i wielkich religiach. Potraktowane poważnie, duchowe praktyki mogą doprowadzić nas do głębokich wglądów pozwalających dokonać przełomowych odkryć. Ponadto dzięki nim odpowiednia ilość ludzi mogłaby rozpoznać w Ziemi żywą istotę -Gaję, której jesteśmy częścią i która jest częścią nas samych - jest naszym "zewnętrznym organizmem". Uświadomilibyśmy sobie jeszcze inną, oczywistą dla rdzennych ludów prawdę, mianowicie że Żyjąca Ziemia wraz z jej ekosystemami jest świętością. To bardzo ważne dla tego szczególnego przesunięcia w naszej zbiorowej świadomości prowadzącego do uzdrowienia naszego kolektywu i naszej Planety.   

Ta przemiana jednak już zaczęła się po cichu dokonywać. Wystarczy zobaczyć, jak sobie radzą niektóre społeczności z osad rodowych w Rosji i na Białorusi, czy też z ekowiosek, jak szkockie Findhorn, czy niektóre niestandardowe uniwersytety, jak Brahmakumaris w Indiach, badające np. wpływ medytacji na plonowanie roślin.


Próbując poradzić sobie z globalnymi problemami ekologicznymi i klimatycznymi z punktu widzenia paradygmatu technokratyczno-redukcjonistycznego jesteśmy podobni do lekarza próbującego leczyć ciężko chorego pacjenta farmakologią, radioterapią i  chirurgią, a potem załamującego ręce, że nic już się nie da zrobić, gdy pacjentowi zostało ledwo trzy miesiące życia. Tyle że czasami w takich sytuacjach bywało również szczęśliwie, że pacjent trafiał do szamanów amazońskich, czy np. do chińskich medyków stosujących Tradycyjną Chińską Medycynę ze swoim holistycznym podejściem do człowieka, i o dziwo, pacjent zaczął zdrowieć. Po prostu w takich przypadkach uzdrowiciele przyszli z rozwiązaniami wychodzącymi z innej płaszczyzny, niż pojawienie się choroby i dotychczasowe metody jej leczenia.

Podobnie jest z naszą chorą Planetą, kiedy wydaje się, że nie ma już sensownych rozwiązań. Dzieje się tak, gdy chcemy ją „leczyć farmakologicznie” i „chirurgicznie” pomijając „zmianę diety”, „ziołolecznictwo”, czy „bioenergoterapię” i "wewnętrzną przemianę dzięki praktykom duchowym".


Postulowana przez politykę klimatyczną zamiana spalania paliw kopalnych na fotowoltaikę, wiatraki, elektrownie atomowe, a samochodów spalinowych na elektryczne wydają się być taką „farmakologią”, „chirurgią” i „radioterapią”. Oczywiście nie nie neguję tych rozwiązań jako takich, tylko poddaję w wątpliwość pokładanie w nich całej naszej nadziei, jako ratunku dla klimatu.


Kryzysy ekologiczny i klimatyczny na głębszym poziomie odzwierciedlają kolektywny kryzys duchowy całej ludzkości i prowadzą w prostej linii do kryzysu społecznego, zdrowotnego, ekonomicznego, a nawet militarnego.


Zgodnie z tym, czego naucza stara afrykańska mądrość o trzech światach zamieszkiwanych przez każdego człowieka jednocześnie, czyli świat natury, świat społeczny i świat duchowy, jeśli chcemy uzdrowić kryzys relacji z naturą, zacznijmy uzdrawiać nasze związki ze światem duchowym, ale też ze światem społecznym, czyli relacji z innymi ludźmi. Mówi o tym na przykład Ekologia Integralna Papieża Franciszka. Franciszek nawiązując w tym wypadku do duchowości i etyki chrześcijańskiej wskazuje na podejście w rozwiązywaniu kryzysu ekologicznego jako nierozerwalnie połączone z naprawianiem sytuacji najuboższych.

Przy czym od razu chciałbym zaznaczyć, że nie sugeruję jakieś konkretnej ścieżki duchowej. Mamy bardzo wiele wspaniałych tradycji duchowych i filozoficznych. Sugeruję za to poszukiwać w tych skarbnicach ludzkości, aby z nich czerpać, unikając przy tym religijnych fanatyzmów i New-Age'owej powierzchowności, bo obie drogi to ślepe uliczki.

Prawdziwe tradycje duchowe oferują sprawdzone wiekami narzędzia, dzięki którym możemy szukać i znajdować rozwiązania w sobie samych, a które posłużą ogółowi, w tym również samej Ziemi.


Pragnę jeszcze wyraźnie podkreślić, że jako ludzkość nie jesteśmy tylko częścią problemu, jak to się może wydawać, ale jesteśmy też jego rozwiązaniem. Jak mówi powiedzenie Indian Hopi: „To my jesteśmy tymi, na których czekaliśmy.”


Na koniec chciałbym zaproponować coś, co każdy z nas może uczynić na rzecz zmniejszenia naszej presji na zasoby metali i innych surowców, co byłoby dobre dla przyrody i społeczności ludzkich zagrożonych budową kopalń.

Na poziomie osobistej postawy konsumenckiej, aby zmniejszyć presję górnictwa na życie ludzi i przyrody na świecie możemy przyjąć zasadę 6R (nazwa pochodzi od pierwszych liter w języku angielskim):


1.RETHINK (Przemyśl)

2.REFUSE (Odmawiaj)

3.REDUCE(Ograniczaj)

4.REUSE (Używajwielokrotnie)

5.RECYKLE (Odzyskuj)

6.RECOVER(Naprawiaj)

Jest to świadomy i odpowiedzialny styl życia, ograniczenie konsumpcji dóbr i utylizacja odpadów. Ma na celu zmniejszenie naszego negatywnego wpływu na świat i środowisko naturalne.


Tomasz Nakonieczny


Zobacz też: Współpraca ze Światem Duchowym źródłem nadziei w czasach kryzysu


Bibliografia:

1. Renewable energy can save the natural world, but if we're not careful, it will also hurt it

2.  Jassen Hicckel "Nie taka czysta energia" Kwartalnik "Przekrój" nr 3/2020 - ten artykuł stał się dla mnie pierwszym impulsem do napisania powyższego własnego artykułu.

3. Indigenous Activists Demand Tesla Stop Buying Nickel from Nornickel in Russia

4. Gregg Braden "Punkt Zwrotny. Transformacja świadomości w czasach światowego przełomu". Wydawnictwo Studio Astropsychologii. - Autor czerpiąc z najnowszych odkryć nauki, jak również z duchowych tradycji rdzennych i starożytnych wnosi wiele nadziei w intensywnie zmieniającym się świecie.

5. Gorąco polecam też ten krótki film Charlesa Eisensteina, z którego zaczerpnąłem wiele inspiracji do napisania powyższego artykułu: 
Climate: A New Story with Charles Eisenstein (2020)



 


 

 

poniedziałek, 14 września 2020

Przesłanie indiańskiego aktywisty Johna Trudella

 

 


W tym pokoleniu mamy do czynienia z bardzo poważną sytuacją. Istnieją bowiem szaleni ludzie, którzy chcą rządzić światem. Chcą nadal rządzić światem za pomocą przemocy i represji, a my wszyscy jesteśmy ofiarami tej przemocy i represji. My jako rdzenni mieszkańcy półkuli zachodniej opieramy się tej opresji od 500 lat. Wiemy, że czarni opierają się jej przynajmniej tak samo długo. Wiemy też, że biali musieli to znosić tysiące lat.


Musimy ponownie określić naszą tożsamość. Musimy zrozumieć kim jesteśmy i gdzie się znajdujemy w naturalnym porządku świata, ponieważ nasz ciemiężca zajmuje się złudzeniami. 

Mówią nam, że to władza, ale to nie jest władza. Mogą mieć wszystkie bronie, rasistowskie prawa i sędziów, mogą też kontrolować wszystkie pieniądze, ale to nie jest władza.

To są tylko imitacje władzy, ale one są potęgą, bo w naszych umysłach pozwalamy na to, aby była w nich moc.


Rasizm i przemoc, rasizm i broń, ekonomia - brutalność amerykańskiego korporacyjnego sposobu życia to nic innego jak przemoc i ucisk i nie ma nic wspólnego z władzą. To brutalność. To brak zdrowej równowagi. Ludzie, którzy stworzyli ten system i utrwalający go, są wybici z równowagi. Wyprowadzili nas z równowagi. Weszli do naszych umysłów i weszli do naszych serc i zaprogramowali nas. Ponieważ żyjemy w tym społeczeństwie, wyprowadziło to nas z równowagi. A ponieważ jesteśmy poza równowagą, nie mamy już mocy, by sobie z nimi radzić. Podbili nas jako naturalną moc.

My jesteśmy Mocą. Jesteśmy częścią świata naturalnego.

Wszystkie rzeczy w świecie przyrody są naturalną częścią Stworzenia i żywią się energią naszej Najświętszej Matki Ziemi. Jesteśmy potęgą. Ale oddzielili nas od naszego duchowego połączenia z Ziemią, więc ludzie czują się bezsilni.


Jesteśmy potęgą, jesteśmy naturalną częścią Stworzenia, zostaliśmy umieszczeni tutaj na Świętej Matce Ziemi, aby służyć pewnemu celowi. Ale gdzieś w historii ludzkości zapomnieliśmy jaki jest ten cel. Celem jest uhonorowanie Ziemi, celem jest ochrona Ziemi, celem jest życie w równowadze z Ziemią. Ona jest naszą matką.


Nigdy się nie uwolnimy, dopóki nie rozwiążemy kwestii tego, jak żyjemy w równowadze z Ziemią. Każde dziecko, które odwraca się od matki, żyje w strasznym, strasznym pomieszaniu: Ziemia jest naszą matką, musimy dbać o Ziemię.


Zanieczyszczający - ten ciemiężca, ta maszyna, która oszalała i działa w amoku jek beserk. Ciągle powtarzają nam, "postęp!" Ciągle powtarzają nam "zmierzyć się z rzeczywistością". No to zapoznajmy się z rzeczywistością taką, jaka jest, że Ziemia nie może już dłużej znieść tego ataku. Nie możemy dalej pozwolać, aby to coś trwało, gdy to coś zanieczyszcza powietrze, zanieczyszcza wodę, zanieczyszczając nasze jedzenie. Zanieczyszczając powietrze, zanieczyszczając wodę, zanieczyszczając nasze jedzenie zanieczyszczają nasze umysły. Wybili nas z równowagi.


Jesteśmy naturalną częścią Ziemi. Jako naturalna część Ziemi mamy energię i moc, jaką jest Ziemia. Ziemia zadba o nas, jeśli będziemy pamiętać o niej w czymś więcej niż tylko słowach - jeśli będziemy pamiętać o Ziemi na naszej drodze życia.


Wszyscy jesteśmy tu po to, aby odegrać jakąś rolę. Tak samo wszystkie zwierzęta i całe życie na Ziemi odgrywa sobie właściwą rolę, poza ludźmi. Jakoś zdradzamy ten nasz cel i dlatego żyjemy w pomieszaniu.


Jesteśmy naturalną częścią Ziemi. Jesteśmy przedłużeniem tej naturalnej energii. Naturalną energią jest Duch, który jest mocą.

Moc. Zamieć śnieżna to moc. Trzęsienie ziemi to moc. Tornado to moc. Są to przejawy, których żaden oprawca i żadna epoka maszynowa nie ma władzy umieścić tych rzeczy w więzieniu. Wiek maszyn może sprawić jedynie, że takie przejawy mocy poddają się epoce maszyny.

To naturalna moc.

Potrzeba milionów i miliardów elementów, aby wydarzyła się zamieć śnieżna, albo powstało trzęsienie ziemi. Aby Ziemia się poruszyła, potrzeba milionów i miliardy z nas. Jesteśmy potęgą. Mamy tę moc. Mamy potencjał tej mocy.


Kiedy wrócimy do naturalnego sposobu ochrony i honorowania Ziemi nasza moc wróci do nas, a wraz z nią nasze poczucie równowagi. Jeśli zapomnieliśmy, jak to zrobić, albo myślimy, że wygląda to przytłaczająco, albo uważamy, że nigdy tego nie możemy osiągnąć, wystarczy, aby każdy z osobna odnalazł jedno miejsce na Ziemi do których może się odnieść. Poczuj tą energię, poczuj tą moc. Stamtąd przyjdzie nasze bezpieczeństwo.


Ziemia zadba o nas. Musimy zrozumieć, że amerykańskie państwo korporacyjne nie zajmie się nami. Nie dbają o nas. 

Maksymalizacja ich zysków - to tam leży cały ich życiowy bilans. Zwrócą nas przeciwko sobie, aby zmaksymalizować zysk, bo robili już to w przeszłości.


Nie zniszczymy świata. Jesteśmy aroganccy i głupi, jeśli wierzymy, że zniszczymy świat. Człowiek ma zdolność zniszczenia wszystkich ludzi na Ziemi, ale nie ma mocy, by zniszczyć Ziemi. Ziemia sama się uleczy. Ziemia oczyści się z nas.

Jeśli pozbycie się promieniowania zajmie miliard lat, Ziemia to zrobi, ponieważ Ziemia ma taki czas. My nie mamy.


Nasze zobowiązania i lojalność muszą isntnieć wobec Ziemi oraz naszego poczucia wspólnoty, naszych ludzi i naszych relacji. Nasze zobowiązania i lojalność nie powinny być wobec rządu, który nie zajmie się naszymi potrzebami, wobec rządu (USA -przyp.), który raz po raz udowodnił, że jest wrogiem ludu, chyba że ludzie są bogaci w dolary. To była konsekwentna historia zachodniej cywilizacji i amerykańskiego rządu stanowego i korporacyjnego - taka jest rzeczywistość.


Czym jest rasizm? Rasizm jest aktem wojny. Czym jest seksizm? Seksizm jest aktem wojny. To wojna przeciwko naszej ludzkiej godności i prawom do szacunku do samego siebie. To jest wojna, którą tam prowadzą. Wojna! Są jak wojna. Musimy zrozumieć, że amerykańskie państwo korporacyjne dotarło tam, gdzie jest poprzez akt wojny.


Przez 500 lat moi ludzie się opierali. Przez kolejne 500 lat znów będziemy się opierać, jeśli będzie to konieczne. Chcemy móc się odnieść i komunikować ze wszystkimi ludźmi, którzy żyją na tej ziemi, ale chcemy móc odnieść się i komunikować z pozycji prawdy. Wszyscy musicie stawić czoła prawdzie. Musieliśmy się z tym zmierzyć przez 500 lat ludobójstwa, musieliśmy stawiać czoła prawdzie, musieliśmy żyć prawdą. Musieliśmy umrzeć w prawdzie. Zanim kiedykolwiek zobaczymy nasze ewolucyjne wyzwolenie, ludzie, którzy nazywają siebie Amerykanami będą musieli stawić czoła prawdzie.


Mówią nam, żebyśmy byli realistami, że „postęp” oznacza, że te wszystkie rzeczy muszą się wydarzyć. Mówią nam, że nie możemy wrócić do starej drogi. Mówią nam "bądź realistą". Ale nie ma starego sposobu, nie ma nowej drogi. Musimy żyć w równowadze z Ziemią. Musimy to zrobić. Nie mamy wyboru. Jeśli pozwolimy sobie na apatię, albo pozwolimy się okłamywać, albo tolerować ich kłamstwa na temat tego, co robią z Ziemią, to zdradzamy nasz zamiar. Zdradzamy nasz cel. Nie możemy ochronić tego 7 pokolenia, jeśli nie ochronimy Ziemi.

Nie możemy się chronić, jeśli nie ochronimy Ziemi. Ziemia daje nam życie, nie amerykański rząd. Ziemia daje nam życie, a nie wielonarodowy rząd korporacyjny. Ziemia daje nam życie, musimy mieć Ziemię. Musimy ją mieć, inaczej naszego życia już nie będzie. Więc musimy oprzeć się temu, co robią.

Chcą złamać naszego ducha. Zrobią wszystko i aby złamać naszego ducha, naszą wolę życia. Musimy nauczyć się oporu, musimy nauczyć się widzieć, musimy nauczyć się patrzeć.


Jeśli zaczniemy myśleć, jeśli nauczymy się widzieć i dostrzegać, czym naprawdę jest rzeczywistość, to przewyższymy ich poprzez proces myślenia. Odbierzemy im nasze umysły. Bo poprzez manipulację naszymi umysłami kontrolują naszego ducha i wiedzą, że to prawda.


John Trudell



John Trudell (1946-2015) - pochodzący z Nebraski północnoamerykański Indianin z plemienia Dakotów Santee. Od najmłodszych lat buntownik, „artysta zaangażowany”, popularyzator kultury i obrońca praw tubylczych Amerykanów. W latach 1963-1967 uczestnik wojny wietnamskiej, w latach 1969-1971 jeden z przywódców indiańskiej okupacji Alcatraz (i rzecznik okupujących wyspę Indian Wszystkich Plemion). W latach 70-tych działacz i lider Ruchu Indian Amerykańskich (w tym od 1973 roku Dyrektor Krajowy AIM), obrońca indiańskich świętych miejsc (w tym Czarnych Gór), współpracownik Dennisa Banksa i Floyda Red Crow Westermana.

W lutym 1979 r. (krótko po tym, jak w geście protestu przeciwko łamaniu indiańskich traktatów i dyskryminacji Indian spalił publicznie flagę amerykańską), jego żona, teściowa i trójka dzieci zginęli w zagadkowym pożarze. Pod wpływem tej tragedii i spotkania z Jacksonem Browne'em Trudell zaczął wyrażać swe poglądy i uczucia w formie artystycznej – najpierw jako poeta i muzyk, a z czasem także jako aktor i pisarz.

Jest autorem oryginalnych nagrań, w których łączy swą zaangażowaną społecznie twórczość poetycką z tradycyjnymi indiańskimi motywami muzycznymi i współczesnym instrumentarium rockowym. Jego album Original A.K.A. Graffiti Man z 1986 roku Bob Dylan nazwał albumem roku. (Za Wikipedia)


Źródło:

https://www.facebook.com/johntrudelltribute/photos/a.1496356290660769/2282164445413279/?type=3&theater