niedziela, 3 grudnia 2023

Relacja znad górnej Amazonki

Zapraszam do relacji Dariusza Kachlaka z peruwiańskiej Amazonii, w której przybliży sytuację tamtejszych Indian, z którymi miał okazję się spotkać, opowie o swoim osobistym odbiorze tego niezwykłego miejsca na naszej planecie, jakim jest Amazonia oraz dlaczego tak ważna jest jej ochrona. 

Nasz przewodnik trzyma w ręku strzałkę i dmuchawę do polowania. Tym razem strzałka nie jest zatruta. Można było nawet spróbować sił z tą dmuchawą, nie powiem, trzeba mieć zdrowe płuca! (Fot. Dariusz Kachlak) 


Odwiedziliśmy "prawdziwych" Indian w wiosce położonej w okolicach Iquitos. Iquitos to jedyne miasto na świecie, do którego można dotrzeć wyłącznie drogą powietrzną albo rzeką. Nie ma stałego połączenia drogowego z lądem. Dookoła jest niezmierzona dżungla amazońska…

W sumie chyba niedaleko jak na tamte warunki, ok. 3 godzin płynięcia łodzią motorową z miasta do miejsca zamieszkanego przez społeczność indiańską. Stamtąd, kilkanaście minut do rodziny – jak twierdzą – pozostającej na uboczu cywilizacji. Nie mam powodów, by nie wierzyć w to, co mówił ojciec rodziny.


Przypłynęli dobrych kilka lat temu z obszarów, na których … na nich polowano. Ze względu na tereny, które miały być odsprzedane, już nie wiem dokładnie komu. Społeczność w której mieszkali, w większości wymordowano. Ci, którym udało się uciec, rozpierzchli się po dżungli oraz popłynęli w różnych kierunkach meandrów Amazonki. Rodzina do której dotarliśmy, płynęła kilka dobrych dni, aż napotkała inna wioskę Indian posiadających kontakty z białymi. Pieczę nad nią ma rzekomo rząd peruwiański – widać to chociażby po szkole i ujęciu wody pitnej. Rodzina dostała pozwolenie na osiedlenie się. Ale tylko na skraju wioski, bo sami nie chcą mieć kontaktu z tzw. cywilizacją. Korzystają z niektórych jej dobrodziejstw, ale na co dzień żyją po swojemu. Faktycznie, tak to wygląda jak mówili… cywilizacja nie jest im potrzebna do szczęścia.

Kontakt ze światem to wyłącznie rzeka. Podczas pandemii, ludzie z miast uciekali nad rzekę, do miejsc położonych z dala od skupisk ludzkich. Wracali do leczenia tym, co daje dżungla. System zdrowotny kompletnie się załamał w Peru podczas pandemii C-19. Nie tylko w okolicach Iquitos, ale i większości kraju, ludzie zwrócili się wtedy ku medycynie naturalnej.


Rodzina jakoś przeżyła, udzielając porad o roślinach leczniczych w lokalnej społeczności. Żyją z tego co daje im rzeka i dżungla. Oczywiście też turyści chętni spotkać "prawdziwych" - jakkolwiek to brzmi, Indian! Yagua, bo o tym plemieniu piszę, są rozproszeni w okolicach rzeki Nanay wpadającej do Amazonki w Iquitos. Źródłem utrzymania, a zwłaszcza możliwością na kupno paliwa do łodzi, stali się oczywiście także turyści. Skromny pokaz tańca, możliwość strzelania z dmuchawy na strzałki z kurarą (dla turystów bez trucizny) i sklepik to źródło dochodu. Więcej niż na paliwo od cywilizacji nie potrzebują. Leki, jedzenie, ubranie – wszystko to daje dżungla.

Jakiś czas temu pojawił się konflikt między lokalną społecznością, a Yagua – polowali na dzikie świnie biegające po dżungli. Okazało się, że te są prawie na wymarciu/wybiciu w okolicy i stali za tym Yagua. Obecnie zabroniono polować na te zwierzęta. Ciekawe jest natomiast to, że w wiosce podano nam na obiad – między innymi – mięso z dzikiej świni. Szczerze pisząc, smakowało wyśmienicie i w ogóle nie było tłuste. Nie wiem ile w tym prawdy, ale jedzenie jak zwykle pozytywnie zaskoczyło w Peru, nawet z dala od cywilizacji.


(Fot. Dariusz Kachlak)


Wracając do wspomnianej rodziny – dość smutna historia ich osiedlenia się tutaj, gdzie ich spotkaliśmy. Nie sądzę, by była to naciągana pod turystów opowieść. Co raz słyszy się o zabójstwach Indian znad Amazonki. Sam kilka lat temu protestowałem przed ambasadą Peru w Warszawie właśnie przeciwko bezczynności rządu wobec mordów na społecznościach tubylczych.

Można mieć jedynie nadzieję, że rodzina z czasem się powiększy. W okolicach widzieliśmy inną taką grupę/rodzinę – trzeba tylko popłynąć trochę dalej w inne zakole rzeki i znajdzie spokój dla własnego życia.

Mam bardzo mieszane odczucia po tym spotkaniu. Nie dopatrzyłem się w ogóle komercji. Natomiast smuci mnie, jak bardzo ci ludzie są pozostawieni sami sobie. Z jednej strony rozumiem, że chcą ograniczać kontakt z cywilizacją. Mówią np. w swoim języku i mieliśmy tłumacza z języka yagua na hiszpański. Chodzą na co dzień tak jak na zdjęciach. Chociaż dziadkowi spodobała się koszulka Łukasza i się wymienili chyba w końcu za jakieś pamiątki. Z drugiej strony, nie mogą się całkowicie odseparowywać od tej cywilizacji, jakoś, pośrednio nawet z niej korzystają. Chociażby łódź i paliwo do niej. Jaki los czeka takie rodziny, społeczności? Część z nich przepadła gdzieś w społeczeństwie peruwiańskim, *rozmydliła się*. Niektórzy nie tyle, że chcą utrzymać swoją tożsamość, po prostu nie chcą iść do miasta i żyją na brzegu.

Brzeg świata Amazonki jest niezwykłą granicą ku przestrzeniom, które nie tylko nam, białym, ale nawet tzw. cywilizowanym Indianom, wydają się zupełnie obce, nieznane. Nie piszę tutaj o komercyjnych ceremoniach ayahuaski czy cambo. Dżungla amazońska to, przynajmniej dla mnie, białasa z blokowiska na Żoliborzu, kompletnie nieznany, obcy świat. Fascynujący, ale i tajemniczy, niebezpieczny, duszny, upalny. Zupełnie nieznane środowisko, w którym można spędzić 2-3-4 dni, ale zupełnie się go nie pozna nie będąc tam dłużej. Nawet pozostając tam na więcej czasu, będziemy mieli dostęp jedynie do skraju lasu, do tej skóry pokrywającej ciało. Nie wnikniemy w ducha dżungli, możemy o tym jedynie pomarzyć. Ale.. warto chociażby dotknąć. Warto dlatego, żeby zobaczyć, jaki świat jest do uratowania, jakie nieznane światy znajdują się gdzieś daleko, i jak bardzo są cenne dla całego świata.

Amazonka w górnym biegu. Peru. (Fot. Dariusz Kachlak)


Amazonka, w górnym biegu, w Peru, dopiero zaczyna swój bieg do Atlantyku. Tysiące kilometrów meandrów rzeki tworzy niezwykła biosferę. To ona jest faktycznymi płucami Ziemi, to ona daje życie podczas pór deszczowych. Nie tylko ludziom, ale przede wszystkim – to sam las, zwierzęta, gościnnie bardzo – ludzie.

Kiedy kończyło się spotkanie ze wspomnianą wcześniej rodziną, poszedłem na brzeg rzeki. Nie trzeba niezwykłych ceremonii, nawiedzania, środków zmieniających świadomość. Stanąłem nad Amazonką zapatrzony w zachodzące Słońce.

Było głośno, bardzo głośno.

Cała puszcza dookoła mówiła, śpiewała.

Ona żyje.

Jest tysiące kilometrów od Europy.

I to właśnie ma ogromne znaczenie: jak na co dzień dbamy o otaczający nas WSZECH-ŚWIAT?


Dariusz Kachlak


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz