 |
Miejsce przodków Indian Ts’msyen położone w północno-zachodniej Kolumbii Brytyjskiej nadal porasta siedlisko różnej od otoczenia mieszanki gatunków roślin pożytecznych dla ludzi, co najmniej 150 lat po jego założeniu. (Fot. Storm Carroll) |
Rdzenni mieszkańcy kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej wiedzieli od
dziesięcioleci, że ich rodzinne domy – wioski przymusowo
opuszczone pod koniec XIX wieku – były doskonałymi miejscami do
pozyskiwania tradycyjnych produktów, takich jak orzechy laskowe,
dzikie jabłka, żurawiny i głóg. Nowe badania ujawniają, że
odizolowane kępy drzew owocowych i krzewów jagodowych w lasach
jodły i cedru w regionie zostały celowo zasadzone przez ludność
tubylczą w ich osadach i wokół nich ponad 150 lat temu. To jeden z
pierwszych przypadków odkrycia takich „leśnych ogrodów” poza
strefą tropikalną, co dowodzi, że ludzie byli w stanie zmieniać
lasy w długotrwały i produktywny sposób.
„To bardzo
kreatywne i w pewnym sensie unikatowe dzieło”. – Mówi Kelly
Kindscher, ekolog roślin z Uniwersytetu Kansas w Lawrence, która
nie brała udziału w badaniach. „Wielu z nas wie, że na ziemi
znajdują się historyczne ślady, ale na całym świecie pomijamy
kwestię wpływu rdzennych Amerykanów i Aborygenów”.
Ponieważ te dziko
wyglądające leśne ogrody nie pasują do konwencjonalnych
zachodnich koncepcji rolnictwa, badacze długo nie uznali ich za
krajobraz stworzony przez człowieka. Wielu ekologów do niedawna
argumentowało, że takie wyspy bioróżnorodności, występujące
również w tropikalnych lasach deszczowych Ameryki Środkowej i
Południowej, były przypadkowym i ulotnym efektem ubocznym pożarów,
powodzi lub karczowania terenów. Ekolodzy zakładali, że bez stałej
pielęgnacji „naturalny” las szybko przejmie kontrolę.
Aby udowodnić, że
leśne ogrody były wynikiem działalności człowieka, Chelsey
Geralda Armstrong, historyczka i ekolog z Uniwersytetu Simona
Frasera, jako pierwsza zidentyfikowała osady w pobliżu Vancouver w
Kanadzie oraz dwa bliżej Alaski, które lokalne plemiona zostały
zmuszone do opuszczenia pod koniec XIX wieku.
Licząc i
identyfikując gatunki rosnące na terenach dawnych osad i wokół
nich, odkryła, że były one siedliskiem znacznie bardziej
zróżnicowanej mieszanki roślin niż otaczające je lasy iglaste.
Gatunki roślin wypełniały również szerszy zakres nisz
ekologicznych. „Uderzające jest, jak bardzo leśne ogrody różniły
się od otaczających je lasów, nawet po ponad wieku” – mówi
Jesse Miller, biolog ze Stanford University i współautor
badania.
Tymczasem pobliskie fragmenty ziemi, wycięte
dziesiątki lat temu i pozostawione do samoistnego odrostu, były
pokryte zaledwie kilkoma gatunkami drzew iglastych i nie miały tego
samego kolorowego, jadalnego katalogu gatunków. „Leśne ogrody
sprzeciwiły się temu trendowi” – mówi Armstrong.
Sugeruje to, że
leśne ogrody nie tylko były celowo uprawiane przez indiańskich
ogrodników, ale także pozostały odporne na dominującą lokalną
florę długo po tym, jak ludzie opuścili to miejsce, donoszą dziś
naukowcy w „Ecology and Society”. Mieszanka różnych gatunków
była prawdopodobnie kluczem do ich przetrwania, mówi Miller: „Jest
mniej wolnej przestrzeni niszowej, więc trudniej jest nowym gatunkom
się tam pojawiać”.
Leśne ogrody były pełne roślin,
które były korzystne dla ludzi, ale nadal dostarczają pożywienia
ptakom, niedźwiedziom i owadom zapylającym, nawet po 150 latach
zaniedbania. To dowód na to, że wpływ człowieka na środowisko
może mieć długotrwałe, pozytywne skutki. „Wiele badań nad
różnorodnością funkcjonalną opiera się na podejściu »ludzie
szkodzą środowisku«” – mówi Armstrong. „To pokazuje, że
ludzie potrafią nie tylko pozwolić na rozkwit bioróżnorodności,
ale także być jej częścią”.
Inni naukowcy twierdzą,
że odkrycia te mogą wzmocnić tezę o ważnym miejscu wiedzy
rdzennych mieszkańców w działaniach na rzecz ochrony środowiska.
„Antropolodzy i archeolodzy argumentowali za tym, ale w ciągu
ostatnich 20 lat ekolodzy napotkali silny opór”. – Mówi Patrick
Roberts, archeolog z Instytutu Nauk o Historii Człowieka im. Maxa
Plancka, który nie brał udziału w badaniach. To badanie, jak
twierdzi, stanowi ważny dowód na to, że modyfikacje dokonane przez
człowieka mogą dodać wartości ekosystemom.
Pomaga ono
również wyjaśnić zagadkę, która zastanawiała wielu
europejskich antropologów, gdy po raz pierwszy odwiedzili
północno-zachodnie wybrzeże Pacyfiku pod koniec XIX wieku. Pomimo
braku tego, co Europejczycy nazywali „rolnictwem” – pól
uprawnych i rocznych cykli sadzenia i zbiorów – napotkane plemiona
charakteryzowały się złożoną strukturą społeczną, dużymi,
osiadłymi populacjami i hierarchicznymi strukturami społecznymi.
„To zbiło z tropu wielu antropologów”, którzy uważali, że
zachodnie formy rolnictwa są niezbędne dla złożonych
społeczeństw. – Mówi Armstrong. „Teraz wiemy, że nie chodziło
tylko o łososia”.
Andrew Curry
Tłumaczenie: Tomasz Nakonieczny
O autorze
Korespondent Andrew
Curry relacjonuje dla magazynu archeologię, antropologię i inne
zagadnienia ze swojego domu w Berlinie. W trakcie bogatej kariery
freelancerskiej pisał dla takich czasopism jak „Science”,
„Archaeology”, „Bicycling”, „National Geographic”,
„Nature” i „Wired”. Curry uzyskał tytuł licencjata na
Uniwersytecie Georgetown oraz tytuł magistra na Uniwersytecie
Stanforda. Jego prace znalazły się w kilku edycjach „Best
American Science and Nature Writing” oraz zdobyły nagrody
niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Stowarzyszenia
Dziennikarzy Kulinarnych.
Oryginalny artykuł:
Pacific Northwest's ‘forest gardens’ were deliberately planted by Indigenous people
Zobacz też: