Po
rozpadzie Związku Radzieckiego Białoruś stanęła na rozdrożu, czy wybrać ścieżkę
kapitalizmu, czy znaleźć inną drogę. Na chwilę obecną Białorusini zdecydowanie
nie chcą pójść tą pierwszą ścieżką, ale wciąż szukają trzeciej drogi,
alternatywnej także dla minionego ustroju. W latach 90-tych miała tam miejsce,
podobnie jak u nas w Polsce postępująca amerykanizacja życia społecznego, która
zaczęła ustępować z początkiem lat 2000. Od 2007-2008 r. powoli zaczęło się kulturowe
i narodowe odrodzenie wśród Białorusinów. Od tamtej pory ludzie zaczynają się
interesować swoimi korzeniami sięgającymi Wielkiego Księstwa Litewskiego, Rusi
Kijowskiej i Starożytnych Słowian. Popularne stały się kursy języka białoruskiego,
który dotychczas egzystował w wymierających wioskach, a w miastach ludzie
mówili prawie wyłącznie po rosyjsku. Problem wymierających wsi na Białorusi
wciąż jednak narasta. Coś się jednak zaczyna powoli zmieniać, a impuls przemian
idzie z Syberii. Ich zwiastunem są powstające na Białorusi „rodowe osady”.
W sierpniu 2017 r.
odwiedziłem mieszkańców jednej z dwóch istniejących w kraju takich osad – Zwon
Gorę znajdującą się w północo-wschodniej
części Białorusi, 30 km na północny-wschód za Witebskiem.
Pragnąłem sam się
przekonać, czy wspólnotowe życie w harmonii z naturą jest możliwe, a jeśli tak,
to na jakich warunkach; jakie są niezbędne elementy składowe budowy i
funkcjonowania takiej wspólnoty, jak się ludziom w niej żyje. Wiedziałem już
wcześniej o istnieniu tej wioski i zapragnąłem tam przybyć. Pobyt w Zwon Gorze
traktuję jako misję rozpoznawczą, a nawet swego rodzaju pielgrzymkę. Ten wyjazd
miał dla mnie bardzo osobisty charakter, ale jednocześnie w moim zamyśle miał
przynieś inspirację i pożytek również moim rodakom w Polsce.
Źródła
idei
Pod
koniec lat 90-tych rosyjski biznesmen z Nowosybirska Władymir Nikołajewicz
Megre udał się w rejs statkiem handlowym po wielkiej syberyjskiej rzece Ob, aby
handlować z mieszkańcami nadrzecznych osad. Jednak podczas wyprawy wydarzyło
się coś, co zmieniło kurs jego życia. Tam nad brzegiem rzeki, w małej wiosce zagubionej
w tajdze spotkał dwóch bardzo starych mężczyzn – ojca i syna, którzy
opowiedzieli mu o niezwykłych właściwościach syberyjskiego cedru. Rok później udał
się ponownie w rejs Obem. Jak podaje autor, w tym samym miejscu, w którym przed
rokiem rozmawiał z dwoma starcami, podeszła do niego tajemnicza kobieta
imieniem Anastazja, wnuczka i prawnuczka owych mężczyzn, która podzieliła się z
nim swoją wiedzą sięgającą zamierzchłych czasów. Na podstawie licznych rozmów i
nauk, jakie udzieliła Władimirowi Megre Anastazja i jej dziadkowie powstała
seria książek zatytułowanych „Dzwoniące Cedry Rosji”. Jakkolwiek trudno
udowodnić lub jednoznacznie obalić autentyczność postaci Anastazji i jej
dziadków, to przekazana przez nich wiedza wywarła i wywiera coraz silniejszy
pozytywny wpływ, przede wszystkim na obywateli Federacji Rosyjskiej, Białorusi,
Ukrainy i pozostałych krajów byłego Związku Radzieckiego. Dosięga także mieszkańców
innych krajów, jak np. Kanady, Izraela, czy Niemiec. Ludzie przestają pić
alkohol, zaczynają dbać o zdrowie, zwracają się ku przyrodzie i duchowej sferze
życia, zaczynają interesować się swoimi korzeniami oraz szukać zdrowych metod
wychowania dzieci i wierzyć, że można żyć szczęśliwie i mądrze tworząc radość i
piękno nie tylko dla siebie i nie tylko dla istot ludzkich, ale dla wszystkich.
Rodowe
siedliska
Czołową propozycją
zapisaną w książkach Władymira Megre jest powrót na ziemię, aby tam w bliskości
przyrody, przy bardzo wnikliwym jej poznawaniu tworzyć rodowe siedliska i
złożone z nich rodowe osady, które są warunkiem stworzenia, jak to określa
bohaterka książek Anastazja, „Przestrzeni Miłości”. Jest to potrzebne, aby
mogli się w niej urodzić i wychowywać zupełnie nowi ludzie, nie obarczeni
technokratycznym programem życia, ale żyjący według „Bożego Planu”, którym, jak
utrzymują bohaterowie książek, żyli nasi pra- pra-słowiańscy przodkowie zwani
przez nich Wed-Rusami. Tylko wtedy będzie możliwa nowa cywilizacja. Chodzi o
to, że przeznaczeniem człowieka według tych nauk jest stworzenie raju na Ziemi
we współpracy ze Stwórcą i całą Przyrodą. Człowiek jest kontynuatorem Boga w
dziele stworzenia. Nie jest panem Przyrody, tylko jej opiekunem, a zarazem
elementem, którego sama Przyroda potrzebuje. Nie jest też kimś gorszym od Boga.
Bóg nie jest tu Panem, a człowiek nie jest Jego uniżonym sługą. Bóg jest Ojcem
i Kosmicznym Intelektem, a człowiek jest jego dzieckiem i współpracownikiem w
ekspansji bożego zamysłu, jakim jest „radość, szczęście i prawda dla
wszystkich”. Człowiek jest tu postrzegany jako potencjalnie dorosłe, duchowo
pełnoletnie dziecko Boga. Według nauk Anastazji i jej dziadków świat przyrody
to zmaterializowane myśli i uczucia samego Boga.
Od
wydania pierwszego tomu z całej 10-tomowej serii minęło już 20 lat. Od tamtej
pory w samej Rosji powstało setki rodowych osad. Na Białorusi powstały dwie,
Zwon Gora i Rosy, a kolejnych dziesiątki właśnie powstają.
W
osadzie Zwon Gora
Zwon
Gora znajduje się na skraju Wysoczyny Witebskiej, z której rozpościera się
przepiękny widok na lesiste równiny doliny Dźwiny, gdzie w sosnowo-świerkowych
borach żyją wilki, rysie i niedźwiedzie.
Wieś jest bardzo cicha
i spokojna, a dzieci beztrosko bawią się na głównej ulicy. Nikt się nie obawia,
że wpadną pod samochód lub coś im się stanie. Rodzice wiedzą, że w wiosce są
bezpieczne, a każdy z sąsiadów jest potencjalnym opiekunem.
W wiosce nikt z
dorosłych nie pije alkoholu. Mężczyźni za to chętnie się raczą kwasem chlebowym
domowej roboty.
Nikt tu także nie je
mięsa. Społeczność jest wegetariańska, a jednak ludziom nie brakuje sił do
ciężkiej fizycznej pracy przy budowie i wykańczaniu domów, przy której sąsiedzi
wzajemnie sobie pomagają.
Na niektórych działkach
znajdują się małe drewniane domki. Są to tradycyjne ruskie banie – mokre sauny,
zawierające także kuchnię służącą za pomieszczenie mieszkalne. Często
mieszkańcy osiedlając się na swoim hektarze zaczynają od budowy właśnie bani,
zanim przystąpią do budowy domu.
Społeczność nie posiada
lidera. Rządzi się na zasadach głębokiej demokracji znanej Słowianom już u
zarania pod nazwą wiecu. Decyzje po uprzednich naradach w większości
podejmowane są jednomyślnie. Nie istnieje jednak prawo weta. Wymagane jest
minimum 75% poparcia, aby dany projekt lub decyzja została przyjęta. Dzięki
temu ważne dla wspólnoty plany nie są blokowane przez jednostki, które jeszcze
nie dojrzały do tego, aby ich wagę zrozumieć, jak np. z placem zabaw, którego
wspólną budowę chętnie poprą rodziny z dziećmi, ale młode pary, które jeszcze
dzieci nie mają, mogą go blokować, bo jeszcze nie rozumieją tej potrzeby.
Każdy
w osadzie uprawia na swojej działce permakulturowy ogród ze ściółkowaniem ziemi
za pomocą słomy, dzięki czemu ograniczony jest rozrost chwastów, a grządek praktycznie
nie trzeba podlewać, bo słoma chroni ziemię przed przesychaniem. Społeczność
dąży do jak największej samowystarczalności żywnościowej, choć na tym etapie
istnienia wioski nie da się jeszcze uniknąć zakupów żywności w mieście.
W ogrodzie moich
gospodarzy Wlada i Ałły panuje wysoka różnorodność biologiczna. Oprócz kilku
odmian pomidorów hodują cukinie, dynie, marchew, cebulę, buraki i całą gamę
innych warzyw, które na grządkach częściowo są zmieszane, aby wzajemnie sobie
pomagały i odstraszały szkodniki. W tym celu wśród warzyw wsiewa się też
aksamitki i inne kwiaty i zioła oraz słoneczniki. Dodatkowo przyciągają one
owady zapylające. Nasiona do wysiania w przyszłym sezonie pozyskuje się z
własnych warzyw. Wysiewane się je w specyficzny sposób, jak to zostało
dokładnie opisane w I tomie książek W. Megre „Dzwoniące Cedry Rosji”
zatytułowanym „Anastazja”. Nasiona bierze się na moment do ust, a potem
wystawia ku niebu na otwartych dłoniach, potem wsiewa w ziemię. Warzywa posiane
w ten sposób, jak utrzymują tutejsi ogrodnicy, nabierają innych własności,
lepiej rosną, rośliny są bardziej odporne, bogatsze w witaminy i substancje
lecznicze.
Metodą ściółkowania
uprawiane są także ziemniaki. Na każdą wsadzoną bulwę wyrasta kolejnych trzydzieści.
Nikt tu nie stosuje chemii i nawozów sztucznych. Używany jest za to kompost i
naturalne metody walki ze szkodnikami, jak np. obsypywanie grządek popiołem
drzewnym przeciwko nagim ślimakom.
Nie brakuje na
poszczególnych działkach drzew owocowych, na niektórych ostały się fragmenty
starych sadów po dawnej wsi.
Część rodzin ma na
swojej posesji pasieki. Na szczególną uwagę zasługują kłody, które są czymś
pośrednim między barcią, a ulem. Pszczół nie skarmia się cukrem, na zimę
pozostawiając im wystarczający zapas miodu po jednym późnowiosennym zbiorze.
Dzięki temu pszczoły są zdrowe. Wlad opowiadał, że nawet chore roje, które się
osiedliły w kłodzie powracały do zdrowia i pomyślnie zimowały.
Specjalnie wydrążone i pomalowane kłody dla pszczół. Na dalszym planie naturalne ogrodzenie działki złożone z drzew |
W wiosce znajduje się
staw, który został przez mieszkańców oczyszczony wspólnymi siłami. Wcześniej
było tu bajoro, które po odmuleniu zarybiono i posadzono drzewa w pobliżu
brzegów. Mieszkańcy przyjęli zasadę, że ryb tu łowić nie wolno, aby nie zabijać
zwierząt w obrębie wioski. Zimą staw służy za lodowisko oraz miejsce
starosłowiańskiej gry zespołowej przypominające rugby, w którą grają mężczyźni.
Podzieleni na dwie drużyny mają za zadanie umieścić ciężką trzykilogramową
piłkę w bramce. Można się mocować, ale trzeba uważać na zachowanie równowagi na
lodzie i nie uderzać po twarzy i kroczu. Gra pozwala mężczyznom rozładować
narosłą przez rok agresję i oczyścić tym samym wzajemne relacje. Umacnianiu
relacji służy także zapraszanie się nawzajem do bani, gdzie ludzie omawiają bieżące
sprawy i pocąc się oczyszczają ciało i duszę. Chłostają się przy okazji
brzozowymi miotełkami zwanymi wienikami.
Nikt tu nie buduje
ogrodzeń. Hektarowe działki, jak i obrzeża osady „wygradzane” są nasadzeniami
drzew i krzewów. Dobrze, aby na każdej
działce był też niewielki lasek lub zagajnik.
Wioskę
obecnie zamieszkuje na stałe 11 rodzin, a kolejnych 3 właśnie się tam
wprowadza. Mieszka tam pietnaścioro dzieci. Niektóre rodziny są trzypokoleniowe
i wielodzietne.
Dzieci nauczane są w
domach, a egzaminy zdają w lokalnej szkole.
Każda z rodzin
uczestniczy w uczeniu wszystkich wioskowych dzieci w wieku szkolnym. Jednego
dnia przychodzą do jednej rodziny, gdzie gospodyni uczy matematyki, drugiego
dnia do innego domu, gdzie uczą się tradycyjnych białoruskich tańców, jeszcze w
innym domu mają zajęcia z przyrody, w innym z języka białoruskiego itd. Czasami
zajęcia odbywają się dwa razy dziennie. Pomimo takiego systemu nauczania dzieci
osiągają wysokie wyniki na egzaminach. Najstarszej córce mojego gospodarza
proponowano nawet udział w olimpiadzie matematycznej.
Zaobserwowałem też, że
rodzice dają swoim dzieciom dużo swobody, a jednocześnie dzieci wydają sie być
posłuszne i wcale nie rozwydrzone. Spędzają dużo czasu na świeżym powietrzu,
bawiąc się razem, nie ślęczą przed telewizorem (którego w domach nie ma), ani
nawet przed komputerem.
Dzieci rzadko chorują i
nikt ich tutaj nie szczepi. Zdrowe pożywienie i własne ziołowe herbatki na
przeziębienie oraz tłoczony na miejscu olej cedrowy podnoszą odporność
wszystkich. Nie bez znaczenia jest też fakt, że jest to bardzo małe skupisko
ludzi, co sprawia, że infekcji jest mniej.
Między ludźmi zdaje się
wyczuć wzajemny szacunek. To oraz bliskość przyrody, ziemi sprawia, że dzieci
mają tu bardzo dobre warunki dla zdrowego rozwoju.
Rzeczywistość, jaką ci
mieszkańcy stwarzają wokół siebie sprawia, że ludziom chce się mieć dzieci. Wiedzą
bowiem, że sami kreują przyszłość swego rodu i dokładają starań, aby ta
przyszłość była jasna i szczęśliwa. W utrzymaniu wielodzietnych rodzin nie bez
znaczenia jest też pomoc państwa, które daje subsydia na każde dziecko.
Mieszkańcy
Zwon Gory są patriotami kochającymi swój kraj i są z niego dumni. Czczą pamięć
bohaterów II wojny światowej, którzy jako partyzanci walczyli w pobliskiej
okolicy z Niemcami.
Opiekują się także 300-letnią lipą rosnącą kilka kilometrów od osady. To drzewo ma dla nich
wielkie znaczenie. Ludzie tutaj obcują z energiami drzew nie traktując tego
jako fanaberii, czy przesądu.
Wiosną dzieci z wioski
podczas wycieczki przyrodniczej odkryły słowiańskie grodzisko około kilometra
od Zwon Gory. Od tej pory stało się ono kolejnym obiektem opieki mieszkańców,
którzy zgłosili je do instytucji archeologicznych. Podczas Letniego
Przesilenia, czyli święta Kupały odprawili tam stare kupalne obrzędy i
korowody.
Większość
osadników pochodzi z miasta, zwłaszcza z pobliskiego Witebska. Niektórzy mają
wyższe wykształcenie. Wieś ta jednak nie jest skansenem, w którym ludzie
znudzeni cywilizacją usiłują wrócić do przeszłości. Mieszkają w całkiem dużych
domach budowanych różnymi technologiami. Ktoś buduje chatę z bali staroruską
metodą, ktoś inny wykańcza murowany dom na planie sześciokąta, jeszcze inny
buduje metodą straw-bale, czyli ze słomianych bel i gliny, a inny stosuje
materiał zwany arbolitem, który składa się ze scementowanych mineralnie wiór
drewnianych. Mieszkańcy mają wodociąg, elektryczność i dostęp do internetu.
Korzystają z nowoczesnych maszyn przy pracach budowlanych. Mają samochody. To
wszystko jest konieczne, aby móc się na ziemi utrzymać, zwłaszcza, że jako
pionierzy dopiero przecierają szlak dla takiego życia.
Dom Vlada i Ałły zbudowany na planie sześciokąta z uwzględnienie złotego podziału już zamieszkany, choć jeszcze na wykończeniu. |
Mieszkańcy także
zarabiają pieniądze. Produkują np. oleje słonecznikowe i z orzechów cedrowych
wyciskane w drewnianej prasie. Ziarna słonecznika i orzechy cedru sprowadzają z
Rosji. Sprzedają także pasty cedrowe, mąkę cedrową, fermentowaną herbatę „Ivan
chay” z lokalnego ziela, miody. Szczególnie cenione są miody w plastrach z
kłody, pozyskiwane bez kontaktu z metalem.
W niektórych rodzinach
wyrabia się ceramikę, w innych wyszywa ubrania i tradycyjne białoruskie stroje z
płótna, ktoś dojeżdża do miasta pracować jako prawnik, poznani przeze mnie Katia
i Żenia prowadzą w mieście zajęcia ze słowiańskiej gimnastyki Biełojar. Niektóre
rodziny prowadzą też agroekoturystykę.
Początki
osady i plany na przyszłość
Osada Zwon Gora
powstała w miejscu wymierającej wioski Gora. Pozostała wówczas po niej jedna
zamieszkana chata. To było jakieś 13 – 14 lat temu.
Na Białorusi obowiązują
inne zasady własności ziemskiej, a w tamtym czasie nie istniała typowa własność
prywatna. Jednak istniało prawo zasiedlenia, czyli np. zamieszkany dom był w
praktyce prywatny. Obecnie to się trochę zmieniło i zakres prywatności ziemi
został rozszerzony, nie mniej jednak nie polega to na typowej własności, jak w
innych krajach.
Ludzie
o podobnych wartościach, tzw. jednomyślennicy razem kolektywnie wystąpili do
władz o przyznanie ziemi (nie udało mi się ustalić, jak było z kosztami, które
trzeba było ponieść). Otrzymali ziemię pod nową osadę i część ziem uprawnych
wokół. Każda rodzina dostała po jednym hektarze, którym się opiekuje. Jest to
tzw. siedlisko rodowe, z prawem dziedziczenia. Pozostałe działki mają charakter
wspólny, czyli np. drogi, miejsce spotkań i wieców, budowany wspólnie klub,
plac zabaw i zrewitalizowany staw. Część ziem wokół osady stanowią wspólne pola
pod rośliny miododajne, takie jak facelia i dojnik oraz ziemie przeznaczone w
perspektywie pod ekologiczną uprawę zbóż (teraz odpoczywające po uprzedniej
intensywnej gospodarce rolnej) i pod kolejne rodowe siedliska. W planach osady
jest nabycie kolejnych hektarów ziemi wokół, należących obecnie do kołchozu. Na
razie te ziemie są intensywnie uprawiane.
Podstawy
sukcesu
Warunkiem powodzenia
przy tworzeniu rodowej osady są działania kolektywne.
Z rozmów
przeprowadzonych z Wladem, jednym z pierwszych osadników i gospodarzem, u
którego gościłem, dowiedziałem się, że najpierw trzeba stworzyć grupę, zespół,
kolektyw ludzi zebranych wokół jednej wspólnej idei. W tym wypadku jest to idea
rodowej osady opartej na wartościach nakreślonych w książkach „Dzwoniące Cedry
Rosji”, i nie chodzi tu o to, aby wierzyć w istnienie bohaterki książek
Anastazji, ale aby kierować się wspólną ideą. Dla przykładu mieszkający w
wiosce muzyk Oles nie wierzy w Anastazję, ale nie przeszkadza to ani jemu, ani
nikomu w realizowaniu wspólnej idei.
Na początku trzeba się
poznać, zebrać tzw. jednomyślenników i regularnie się spotykać, np. w niedziele,
aby mieć ze sobą żywy kontakt i wspólnie działać dla realizacji projektu.
Internet i portale społecznościowe są pomocne o tyle, aby się wzajemnie odnaleźć
i ustalić miejsce i czas spotkania, ale kontakt musi być realny.
Wszystkie statusy,
pomysły i postanowienia, zarówno przed powstaniem osady, jak i w czasie jej
funkcjonowania muszą być zapisywane. Gdy grupa dojdzie do wspólnych wniosków,
musi je zapisać. To bardzo ważny warunek zapobiegający wielu nieporozumieniom i
niepowodzeniom. Przy czym ważna jest tu precyzja myśli, dokładne ustalenia i
plany.
Najlepiej gdy ludzie
szukają ziemi parami - mężczyzna z
kobietą i zbierze się takich par co najmniej 25. Wtedy razem, „kolektywem”, jak
to mówił Wlad, można dużo więcej
zdziałać w urzędach i u władz.
Kupując ziemię należy
wybierać wszelkie dostępne warianty jej nabycia.
W przypadku 25 rodzin
potrzeba 40 ha. Na każdą rodzinę przypada 1 ha rodowego siedliska, a pozostała
przestrzeń przeznaczana na wspólną infrastrukturę, jak drogi, place zabaw,
klub, szkoła, staw, wspólne pola, łąki i lasy.
Docelowo przewiduje
się, żeby osada mogła się rozwinąć do około 90 rodzin, ponieważ w takiej
wspólnocie znajdą się ludzie o potrzebnych jej na dany moment umiejętnościach i
kwalifikacjach.
Celowo
pod osadę Zwon Gora wybrano miejsce otoczone polami, które w perspektywie
będzie można zasiedlać bez szkody, a wręcz z korzyścią dla przyrody. W
przypadku bezpośredniego sąsiedztwa lasów, bagien i terenów chronionych rodowa
osada nie mogłaby na takie tereny ekspandować z przyczyn praktycznych i
ekologicznych.
Warto zaznaczyć, że
alternatywą użytkowania ziemi, na której stoi i rozwija się Zwon Gora, jej
bogate ogrody i sady było zaoranie jej pod intensywnie uprawiane i opryskiwane
chemią pola. Taki los dotyka coraz więcej wymarłych wsi na Białorusi.
Wlad
powiedział, że zanim się przystąpi do tworzenia swojego rodowego siedliska
trzeba wcześniej zgromadzić pewien kapitał, środki. Dodał też, że najpierw
pojawia się marzenie, potem myśl, a potem działanie. Wspólne marzenie i
wynikająca z niego precyzyjna myśl pociągająca działanie to warunek
materializacji zdrowej i harmonijnej przestrzeni – „Przestrzeni Miłości”, w
której ludzie chcą żyć, rodzić i wychowywać swoje dzieci. Nawiązuje to do
głoszonej przez bohaterkę ww. książek Anastazję starożytnej nauki obrazowania.
Według niej człowiek ma zdolność tworzenia tzw. obrazów, czyli zapisów
energo-informacyjnych w noosferze – przestrzeni, w której zapisywane są
wszystkie myśli. W języku rosyjskim słowo „obraz” ma o wiele głębsze i szersze
znaczenie. Odnosi się bowiem nie tylko do wizerunku. Oznacza także metodę,
styl, tryb postępowania.
Jak
powiedział mi mój gospodarz Wlad, ziemia jest inertna, gromadzi energię ciepła
lub chłodu przez pewien okres czasu, aby potem go powoli oddawać w innym czasie.
Podobnie jest z pracą i energią jaką wkłada w nią człowiek. Może minąć cztery
do pięciu lat, zanim ziemia zacznie oddawać człowiekowi to, co w nią włożył,
kiedy utworzy się swego rodzaju amplituda, która z czasem staje się coraz większa
– człowiek dostaje od ziemi coraz więcej dobrego, ale też coraz więcej wkłada
swej pracy i myśli i uczuć. Nierzadko ludzie usiłujący stworzyć swoje rodowe
siedlisko rezygnują po 3-4 latach nie widząc efektów swojego trudu. Gdyby
jednak wytrwali jeszcze rok lub dwa, zostaliby wynagrodzeni przez ziemię.
Z
początku ludzie krzywo patrzyli na społeczność Zwon Gory, nazywając ich sektą,
neopoganami, anastazjowcami. Teraz jednak to się zmienia. Mieszkańcy
okolicznych wiosek bardzo pozytywnie wypowiadają się o mieszkańcach Zwon Gory,
a i władze Obwodu Witebskiego są przychylne i gotowe im pomagać. „Zwongorcy”
głęboko wierzą, że odwiedzi ich sam prezydent Aleksander Łukaszenka, który
niedawno oficjalnie publicznie poparł ideę rodowych siedlisk. Niby to poszło od
niego, ale nikt tam nie ma wątpliwości, że czytał książki „Dzwoniące Cedry…”
ponieważ użył konkretnej nazwy „rodowe siedliska”, a nie np. eko-siedliska, czy
eko-gospodarstwa.
Do
Zwon Gory przyjeżdżają wycieczki autokarowe, aby zobaczyć społeczność która
obrała zupełnie inny kierunek swojego rozwoju, oparty na bliskości z ziemią, z
naturą, w duchu wspólnoty i solidarności oraz na kultywowaniu słowiańskich
korzeni.
Na koniec pozwolę sobie zacytować słowa Wlada, które
wypowiedział, gdy rozmawialiśmy o ogólnoświatowym trendzie erozji tradycyjnych
kultur o starych korzeniach, w tym i naszych słowiańskich:
„Życie na ziemi to
warunek zachowania kultury i prawdziwego postępu. Miasta sprzyjają rozmyciu
kulturowemu.”
Być może sytuacja
ekologiczna, społeczna i ekonomiczna w związku ze zmianami klimatycznymi,
przeludnieniem, obserwowaną biologiczną i duchową degradacją całych ludzkich
społeczności będzie wręcz wymuszać szukania dróg wyjścia, innych dróg rozwoju
opartych na harmonii społecznej, duchowej i z naturą jako warunku przetrwania,
ale wówczas Ziemia będzie już usiana takimi „Arkami Noego”, jakimi są
powstające rodowe osady takie jak Zwon Gora. Ich mieszkańcy swoją pracą i
ukierunkowaną myślą być może już tworzą podwaliny nowej życzliwej
cywilizacji.
Pragnę podziękować
Wladowi i jego żonie Alli za wspólne rozmowy, dzięki którym mógł powstać ten
artykuł. Dziękuję także dziadkowi Sergiejowi i Babci Ludmile. Dziękuję również
pozostałym mieszkańcom Zwon Gory za pokazanie mi życia swojej wspólnoty.
Tomasz
Nakonieczny
Polecane strony:
Strona poświęcona
białoruskim osadom i siedliskom rodowym: http://ecoby.info/
Strona osady Zwon Gora:
http://zvongora.org/
Zobacz też inny artykuł poświęcony rodowej osadzie w Rosji:
Idea jest cudna, w tym wszystkim najpiękniejsze jest to, że znim przeczytałem "Dzwoniące Cedry Rosjii" taka idea zaświtała mi w głowie wiele lat temu. Nawet została odkupiona ziemia po dziadkach mojej zony. To nie wyszlo, ale teraz mamy siedlisko, ktore stanie sie takim miejscem, powoli tam zaczynam działać , ale tak żeby zyć w zgodzie z naturą , a,to wymaga czasu, który zreszta leci jak szlony i właściwie to sie dzieje tu i teraz. Zaraz przejde na emeryture i zamierzam w pełni poświecić sie temu miejscu i tej idei.
OdpowiedzUsuńTo wspaniale! Oby jak największej ilości osób się to udało. Może się okazać, że robi Pan właśnie teraz ogromną przysługę swoim wnukom i prawnukom, którzy będą już mieli ten zaczyn, przygotowane miejsce do życia na ziemi. Analizy sytuacji ekologicznej i społecznej świata nie są pomyślne. Pokazują, że cywilizacja oparta nw wzroście konsumpcji musi upaść, ponieważ pociąga za sobą coraz coraz bardziej osłabianie zdolności natury do homeostazy. Pytanie, nie czy upadnie cywilizacja, ale kiedy. Powrót na ziemię to miękkie lądowanie. Upadek cywilizacji to bolesny dla wielu ludzi tragiczny w skutkach upadek na ziemię. Lepiej na niej łagodnie wylądować, niż na nią spać.
UsuńDzieki, brakuje mi jeszcze nasion Cedru , Może się uda na naszej ziemi. Co do lądowania, jakiś głos mi mowi , ze tak trzeba postąpić.
UsuńCedr syberyjski to nic innego jak odmiana limby. U nas ostatni bastion tego gatunku przetrwał epokę lodowcową w Wysokich Tatrach.
UsuńDziękuję za ten obszerny i wartościowy artykuł. Podoba mi się określenie 'Arka Noego" :) Oby w Polsce ta idea była coraz bardziej popularna. Czy w tej osadzie da się porozumieć po angielsku?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jest tam kilka osób, które może znać angielski. Szczerze mówiąc nie sprawdzałem, bo delektowałem się się ćwiczeniem rosyjskiego. Dzieci, z tego co wiem uczą się angielskiego. Ludzie też używają białoruskiego, który jest bardzo podobny do polskiego.
UsuńJezyk Angielski jest obcym nam jezykie. Ogladajac pani zdjecia i podróze, sądzę , że jezyk białoruski to prawie nasz jezyk, i nie powinno być kłopotu z porozumiewaniem sie. Podobna osada powstaje Kujawach, a i jest trochę ludzi w Polsce , którzy pod wpływem ksiazek o Anastazji zaczynaj tworzyć swoje Rodowe osady. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńW Polsce też już jest taka anastazjowa osada - Aleje Cedrowe.
OdpowiedzUsuńTak. Cedrowe Aleje są w fazie powstawania. Ludzie są tam gotowi przyjmować podobnie myślących sąsiadów, by urzeczywistnić tą osadę: https://vk.com/alejecedrowe
UsuńDruga rodowa osada w Polsce (na razie w fazie tworzenia), oparta na idei Anastazji, to Czterolistna Koniczynka
Usuńhttps://www.facebook.com/osadarodowa4listnakoniczyna/posts/2059254067664566
A tak poznałem nauczycielkę z osady na Harmonii Kosmosu, dobra idea.
UsuńCzy to jest w woj Pomorsko-kujawskim.
OdpowiedzUsuńW Zachodnio-Pomorskiem, koło Bornego-Sulinowa.
UsuńTak.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPolecam film Mateusza Aponiewicza o Zwon Gorze nakręcony rok później. Film jest doskonałym uzupełnieniem mojego artykułu.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=sPiXm9mH4-c&t=724s
Najgłębszą przyczyną marginalizacji roli przyrody, jej utowarowienia i zerwania z nią naszych więzi jest wyzysk ludzi. To nie jest tak, że rodziny, np. te korzystające od kilku lat z 500 plus, to ciemny lud który nie wie, że spacer po lesie ma zdrowotne działanie. Przyczyna jest prozaiczna, na aktywny wypoczynek nie stać człowieka ciężko zapracowanego - którego w weekend obezwładnia wyczerpanie z przepracowania, więc sił wystarcza na podstawowe zaopatrzenie i porządki a resztę wolnego czasu przesypia. Znamienne jest, że od czasów uprzemysłowienia pracujemy coraz dłużej a produkcja stała się naszym uzależnieniem, kieratem który uczynił nas zakładnikami rynku rzeczy i usług, przeważnie tych niepotrzebnych. Tymczasem to natura załatwia za nas większość niezbędnej do życia produkcji bez naszego wysiłku. I nie robi tego kosztem samozniszczenia, ale to nasza produkcja odbywa się jej kosztem. Gdybyśmy zaczęli znów to zauważać, życie mogłoby stać się prostsze i mniej eksploatujące zarówno nas i przyrodę. Dlatego potrzebujemy, żeby kapitał przestał rządzić stosunkami społecznymi. Aby zrobić miejsce na społeczność, która obrałaby zupełnie inny kierunek swojego rozwoju, oparty na bliskości z ziemią, z naturą, w duchu wspólnoty i solidarności oraz na kultywowaniu regionalnych korzeni, jak ma to miejsce w osadzie Zwon Gora.
OdpowiedzUsuń