Pracuję ostatnio w pracy, która sprawia, że
większość czasu spędzam w zamknięciu, w izolacji od naturalnego świata.
Pracuję, aby zarobić pieniądze umożliwiające mi przeżycie w uwarunkowaniach, w
których przyszło mi być, a stworzonych przez sztuczny, wykreowany przez ludzi,
system społeczno-gospodarczo-cywilizacyjny.
Pracuję wiele godzin, więc gdy nadszedł dzień wolny,
postanowiłem znaleźć się przestrzeni prawdziwie dzikiej przyrody, jaka znajduje się w nieodległej
miejscu mojego zamieszkania okolicy - nad Wisłą za Warszawą.
Wiatr. Woda. Piasek Drzewa. Topole. Wierzby. Łęgowe
lasy. Ptaki. Słońce.
Poczułem się tam tak, jakbym wypłynął w końcu na
powierzchnię i złapał haust powietrza, jakbym zaczął znowu oddychać.
Przestrzeń wielkiej rzeki otworzyła przestrzeń
mojego umysłu.
W oddali widać było wieżowce i kominy wielkiego
miasta. Majaczyły zza horyzontu niczym miraże z innego, równoległego świata.
Tam nad dziką rzeką przyszła do mnie myśl, że
cywilizacja, w której uczestniczy tak wielu ludzi łącznie ze mną, jest swoistą
protezą. Poświęcamy mnóstwo swojego czasu, energii życiowej, energii twórczej
oraz energii zasobów natury, np. kopalin po to, aby podtrzymywać sztuczny twór
cywilizacyjny, protezę, która nie tyle ułatwia, co wręcz umożliwia nam
przeżycie, bo tak bardzo jesteśmy od niej uzależnieni. A przecież protez potrzebują osoby, które w jakiś
sposób są ułomne.
A zatem technosfera cywilizacyjna jest objawem
jakieś naszej zbiorowej ułomności, której bynajmniej nie leczy, lecz
podtrzymuje i umacnia kosztem naszych sił życiowych i kosztem biosfery.
Biosfera to naturalna sieć życia, w którą wpleceni jesteśmy my wszyscy wraz z innymi istotami, sieć, która od zawsze nas żywiła i utrzymywała.
Biosfera to naturalna sieć życia, w którą wpleceni jesteśmy my wszyscy wraz z innymi istotami, sieć, która od zawsze nas żywiła i utrzymywała.
Technosfera przerywa i osłabia tą sieć. Przerywa i
osłabia także więzi między ludźmi, pomimo tak dynamicznego rozwoju komunikacji,
telefonów, portali społecznościowych, internetu. Cóż za paradoks!
Ludzie w mieście mieszkając na „kupie” nie tworzą
wspólnoty, tylko zatomizowaną zbieraninę.
Pracujemy coraz więcej, coraz dłużej, aby mieć rzeczy.
Rzeczami próbujemy zapchać pustkę, którą zrodziło nasze wyobcowanie, poczucie oddzielenia
od Świata – od Natury, od innych ludzi, od samych siebie. Rodzi się więc w nas niepewność,
lęk przed Życiem, przed innymi ludźmi, przed samym sobą.
Z „pomocą” przychodzi nam więc przemysł rozrywkowy, który pozwala nam na chwilę przytłumić ten lęk (nota bene podsycany wciąż przez media). Oferowane są nam także używki przytępiające nasze zmysły. To wszystko jeszcze bardziej oddala nas od samych siebie.
Z „pomocą” przychodzi nam więc przemysł rozrywkowy, który pozwala nam na chwilę przytłumić ten lęk (nota bene podsycany wciąż przez media). Oferowane są nam także używki przytępiające nasze zmysły. To wszystko jeszcze bardziej oddala nas od samych siebie.
Wypieramy z naszej świadomości śmierć, która jest
przecież naturalnym procesem przeistoczenia, przejścia życia z jednej formy w
drugą, rzeczą tak normalną w prawdziwym świecie, gdzie życie i śmierć
przeplatają się ze sobą, wynikając jedno z drugiego. Ryba wyłowiona z rzeki i pożarta
przez kormorana żyje w kormoranie. Potem ten kormoran zabity i zjedzony przez orła bielika
żyje w bieliku. Martwa topola wciąż tętni życiem kolorowych grzybów, chrząszczy
i roztoczy, i zielonych mchów.
To wyparcie tworzy w nas ogromny strach przed śmiercią,
który nie był aż tak wielki w niespokojnych przecież czasach prawdziwej walki o przetrwanie, w
czasach wojowników i myśliwych.
Przestrzeń dzikiej przyrody, jeśli się w nią mocno
wczujesz, naprowadza twój niespokojny umysł na właściwą drogę zrozumienia. Zaczynasz
wiedzieć i odczuwać więcej.
W rdzennych kulturach wtopionych w biosferę, w
których kwitnie duchowość czcząca i szanująca Sieć Życia, ludzie co jakiś czas
odchodzą w dziką przestrzeń, aby złapać i odnowić więź ze Światem i z tym darem odnowionej relacji
powrócić do swojej wspólnoty, niosąc jej "lek" uzdrawiania wzajemnych więzi.
W wielu spośród tych kultur ludzie nie umierają. Oni
„przechodzą na drugą stronę”. Akceptują to. Tak jest np. u żyjących wysoko w Andach Indian Qero. Gdy w tej społeczności stary człowiek czuje, że jego czas na ziemi dobiega końca, odchodzi w ustronne miejsce i śpiewa. Ze śpiewem na ustach "przechodzi na drugą stronę"*.
Wspomniałem, że wielu z nas musi dużo i ciężko
pracować.
W społecznościach plemiennych na utrzymanie siebie i
rodziny ludzie pracują po…4-5 godzin dzienne(!). Tak było nawet w surowych,
pustynnych warunkach Australii, gdzie mieszkają Aborygeni.
Praca, zabawa i modlitwa mieszają się ze sobą. Trudno
uchwycić wyraźną granicę między tymi trzema aspektami. Taniec jest zabawą, a zarazem
modlitwą, dzięki której ludzie komunikują się z Inteligencją Natury, uosabianą
w postaciach mitycznych bóstw i duchów. Polowanie, połów lub praca na ziemi oraz
rzemiosło w pewnym momencie stają się zabawą, w której wyrażają wdzięczność
Duchowemu Światu za jego dary.
U ludzi żyjących mocno z przyrodą obudzone i
wyostrzone są wszystkie zmysły, również te, które wymykają się naukom
biologicznym, np. intuicja, prekognicja, telepatia.
Ci ludzie jak gdyby współkomunikują z Inteligencją
Natury. Czują się jej integralnym elementem, jakby częścią ciała Matki Ziemi. W
ich umysłach nie funkcjonuje typowe dla umysłu zachodniego pojęcie "środowiska naturalnego", ponieważ jest to
coś oddzielnego, na zewnątrz, a oni nie rozumieją takiego podziału.
Greckie słowo diaboli
znaczy dzielić. Jego przeciwieństwem jest holis, czyli święty - to słowo odnosi się także do opisu harmonijnej całości.
Warunkiem naszego pełnego zdrowia jest holis – harmonia ciała, umysłu i ducha
oraz relacji ze światem.
W biblijnej Księdze Rodzaju mamy przypowieść o dwóch braciach,
synach Adama i Ewy: Kainie i Ablu.
Kain był rolnikiem przekształcającym ziemię, Abel koczownikiem żyjącym w stepach i pustyniach, w zgodzie z Naturą.
Kain był rolnikiem przekształcającym ziemię, Abel koczownikiem żyjącym w stepach i pustyniach, w zgodzie z Naturą.
Jak wiemy, rolnictwo było podłożem dla powstania
cywilizacji na Bliskim Wschodzie.
Ofiary składane przez Kaina - rolnika „nie podobały
się Bogu”, w przeciwieństwie do Abla – koczownika. Wzbudziło to zazdrość brata,
który zabił Abla. Według Biblii otrzymał on potem znamię, piętno, z którym musiał
żyć. Jego dusza była pełna trwogi. Kain bał się zwierząt, bał się Boga, którego
przejawem jest Natura, bał się innych ludzi, a nawet własnego cienia. W tym głębokim lęku powędrował na
Wschód, gdzie wybudował miasto Henoch i dał początek wszystkim sztukom, które utożsamiane
są z cywilizacją.
Widzimy zatem, że w tej przypowieści Kain jest
archetypowym zabójcą, bratobójcą i… założycielem cywilizacji.
Ta biblijna opowieść pokazuje nam, że fundamenty
cywilizacji zbudowane są na strachu, poczuciu oddzielenia, krzywdzie, a nawet bratobójstwie.
Adam i Ewa mieli później także trzeciego syna Seta,
który tak, jak jego zamordowany starszy brat Abel, był koczownikiem, pasterzem i żył
w łączności z Bogiem. To właśnie Set stał się przodkiem późniejszych
patriarchów, takich jak Noe.
Jeśli spojrzymy na współczesną cywilizację bardzo
uważnie, to zobaczymy, że cały czas zbiorowy Kain morduje zbiorowego Abla.
Nasz dobrobyt okupiony jest cierpieniem wielu ludzi
w odległych zakątkach świata, którzy pozbawiani są naturalnych ekosystemów,
lasów, rzek przegradzanych zaporami, ziemi,
która jest grabiona i zatruwana.
Żyjemy zbiorowym snem Zbiorowego Kaina.
Nasza sytość to głód kogoś z daleka. Tak być nie
powinno i tak być nie musi.
Cywilizacja ma za zadanie stworzyć poczucie kontroli
nad naturą, ale i nad ludźmi.
Bojąc się potrzebujemy kontrolować rzeczywistość. Chcemy
być bezpieczni, więc ujarzmiamy naturę, boimy się głodu, więc intensyfikujemy
produkcję żywności.
Kontrolujemy siebie nawzajem, więc tworzymy i utrzymujemy naszą pracą (pieniędzmi) urzędy i instytucje kontroli (i wyzysku).
Kontrolujemy siebie nawzajem, więc tworzymy i utrzymujemy naszą pracą (pieniędzmi) urzędy i instytucje kontroli (i wyzysku).
***
W powyższych wywodach nie chodzi mi o nawoływanie do walki z
cywilizacją, z technosferą.
Nikogo do tego nie namawiam.
Lao Tsy, starożytny chiński mędrzec uczący się od Przyrody powiedział, że „ Tao świętego mędrca polega
na tym, że cokolwiek on czyni, z nikim (i niczym) nie walczy”.
Gdy gardzimy Cywilizacją, nie podążamy za Tao, tj. nie
łapiemy tej intymnej łączności z żyjącą Naturą, nawet jeśli żyjemy gdzieś na
przyrodzie.
Jeśli technosfera jest protezą, to oznacza, że
potrzebujemy „rehabilitacji”.
Nagłym odrzuceniem protezy zrobimy sobie
krzywdę pogłębiającą tylko nasz lęk przed Światem. Chodzi o to, aby „zdejmować” ją na
krótko i nie w całości, tylko częściowo, stopniowo wydłużając czas, kiedy mamy „zdjętą
protezę”. W ten sposób będziemy się wzmacniać,
a zarazem zmniejszać swoją zależność od technosfery.
Mówiąc o częściowym i czasowym „zdejmowaniu protezy cywilizacyjnej”
mam na myśli wchodzenie w projekty, działania, a nawet warsztaty, które przybliżają
nas ku Naturze, które uczą nas funkcjonować w większej samowystarczalności, a
mniejszej zależności od cywilizacji.
Nie namawiam do radykalnego porzucenia cywilizacji, bo to byłoby w wielu przypadkach zwykłą głupotą. Zwykły cichy spacer po lesie, trening nad rzeką, spływ kajakowy ze spaniem w namiotach i jedzeniem z ogniska, warsztaty zbierania i przyrządzania roślin leczniczych i dzikich roślin jadalnych - to są niektóre tylko przykłady chwilowego „zdjęcia protezy”, aby uczynić nasze ciało mocniejszym i zdrowszym.
Nie namawiam do radykalnego porzucenia cywilizacji, bo to byłoby w wielu przypadkach zwykłą głupotą. Zwykły cichy spacer po lesie, trening nad rzeką, spływ kajakowy ze spaniem w namiotach i jedzeniem z ogniska, warsztaty zbierania i przyrządzania roślin leczniczych i dzikich roślin jadalnych - to są niektóre tylko przykłady chwilowego „zdjęcia protezy”, aby uczynić nasze ciało mocniejszym i zdrowszym.
Bardziej długofalowym działaniem jest „powrót na
ziemię” – ruch szeroko rozwijający się na świecie. Przykładem może być tu idea „Rodowych Siedzib” zrodzona nie tak dawno w
Rosji.
Ale „ogródkowa rewolucja” z USA i Wielkiej Brytanii
też jest krokiem w dobrym kierunku prowadzącym do prawdziwego siebie poprzez Naturę.
Przy tym wszystkim nie obrażajmy się na cywilizację.
Bądźmy wdzięczni za jej zdobycze, z których
korzystamy na co dzień. Są to owoce myśli wielu ludzi. Należy im się szacunek. Bądźmy
jednak przy tym bardziej uważni i kultywujmy naszą więź ze Światem nawet w
wielkim mieście.
Uczmy się od rdzennych kultur i od naszych słowiańskich, bałtyjskich i celtyckich przodków.
Nie naśladujmy, tylko czerpmy z ich mądrości.
Uczmy się od rdzennych kultur i od naszych słowiańskich, bałtyjskich i celtyckich przodków.
Nie naśladujmy, tylko czerpmy z ich mądrości.
Każdy ma swoje naturalne tempo, w którym będzie
pozwalać sobie na częściowe i czasowe „odkładanie protez”.
Ważne, aby zaufać w tym procesie swojej własnej prawdziwej Naturze. To jest ten aspekt w nas samych, któremu możemy zaufać, w którym jesteśmy doskonali jako istoty.
Na koniec chciałbym zaznaczyć, że wiele starożytnych
cywilizacji pomimo późniejszych patologii miało na początku bardzo pozytywny zamysł.
Ludzie rozwijali wyrafinowane nauki, takie jak
astronomia, medycyna, geomancja, matematyka, aby zwiększyć stopień połączenia z siłami Kosmosu dla dobra całej wspólnoty.
Taki mógł być np. cel budowy piramid i budowli megalitycznych
oraz różnego rodzaju świątyń.
Indiańska Cywilizacja Tajrona potrafiła osiągnąć wysoki
stopień harmonii z Naturą pomimo swojego zaawansowania. Jej spadkobiercami są m.in.
Indianie Kogi z Kolumbii.
Możliwe, że w naszym technokratycznym zagubieniu
ukrywa się jakieś ziarno, które nam pomoże powrócić do Kręgu Żywych Istot, z
którego niegdyś wyłamaliśmy się powodowani pychą i lękiem. Ale powrót będzie z
pewnością miał miejsce na innym już poziomie naszego zrozumienia. To
zrozumienie będzie bowiem bogatsze o to jawne lub ukryte dobro, które cywilizacja
nam dała.
Być może będziemy wiedzieli, czego się wystrzegać, a co zostawić z narzędzi, które wytworzyliśmy, odkrywając jednocześnie, że sami jesteśmy wyposażeni przez Naturę w takie narzędzia, jakich nigdy nie wytworzylibyśmy w sposób sztuczny. Ale takie zrozumienie jest być może przejawem już wyższego stopnia rozwoju ewolucyjnego, do jakiego mamy szanse dojść, jeśli będziemy mądrze stawiać nasze kroki po Matce Ziemi.
Tomasz Nakonieczny
* R. Warszewski "Bóg nam zesłał vilcacorę".