czwartek, 11 lipca 2019

Świat Inuitów wobec nowoczesności. Wywiad z Robertem Peroni, autorem książki ‘Tam, gdzie wiatr krzyczy najgłośniej {Dove il vento grida piu forte}’



Z Robertem Peroni rozmawia Ismena Gallagher
 
Ismena Gallagher : Panie Roberti, urodził się Pan we Włoszech, które słyną z łagodnego klimatu; więc dlaczego przeniósł się Pan do Wschodniej Grenlandii, gdzie panują ekstremalne warunki pogodowe?
Robert Peroni: Istnieją dwa rodzaje temperatury. Jedną można mierzyć termometrem, a druga, to temperatura serca. Tutaj znalazłem ciepło wśród przyjaciół.
I.G. : Czy w czasie pierwszych spotkań z narodem Inuitów doświadczył Pan wrogości lub pogardy z ich strony?
R.P.: W żadnym razie. Miejscowi ludzie wiele razy zachęcali mnie do odpoczynku i osiedlenia się tutaj. Niezwykłe jest to, że od pierwszej chwili czułem się tutaj jak w domu, a to również związane jest z mieszkańcami.
I.G. : Jak Pan myśli, dlaczego rdzenni mieszkańcy Grenlandii przyjęli Pana do swojej społeczności?
R.P.: To można łatwo zrozumieć. Ja przyjąłem ich sztukę życia, a oni zaakceptowali mój sposób bycia. Problem polega na tym, że większość przybyszów nie akceptuje prostoty ‘prymitywnej’ ludności. O to chodzi. Szacunek przede wszystkim.
I.G.: Czy sądzi Pan, że żyjąc w tradycyjny sposób, rdzenni mieszkańcy terenu , o którym mówimy, mogą wpływać negatywnie na lokalny ekosystem?
R.P.: W żadnym razie; 300 osób zamieszkuje wybrzeże długości 15 000 kilometrów! 
 
Fot. Franz Josef Fjord. (Źródło Wikimedia commons)
I.G.: Jak zakaz polowań na foki wpłynął na życie Iivi i Inuitów?
R.P.: Dramatycznie, zabójczo, miał trudne do uwierzenia konsekwencje. Rdzenni mieszkańcy w 95% utrzymywali się z polowań na foki. Obecnie ten rynek nie istnieje. Jest całkowicie zniszczony. Ludzie mogą iść na polowanie, ale potem nie udaje im się nic z tego sprzedać.
I.G.: Czy nie sądzi Pan, że osoby, które twierdzą, że nie mogłyby zabić zwierzęcia, ale pomimo tego, jedzą mięso z rzeźni, są pełne hipokryzji?
R.P.: Tak jest. Bo, czy zwierzę o miłych oczach, zasługuje na ochronę bardziej, niż to, które ma oczy mniej miłe? Nikt specjalnie nie przejmuje się odławianiem ryb, no bo ryba jest tylko ‘rybą’, chociaż wiemy, że one podobnie jak my odczuwają ból! Nikogo specjalnie nie wzrusza przemysłowa hodowla kurczaków, świń, albo zabijanie krów. To jest więcej, niż hipokryzja.
I.G.: Z jakiego powodu rdzenni mieszkańcy Grenlandii popełniają samobójstwa i jakie znaczenie ma dla nich The Red House {Czerwony Dom}, który Pan ustanowił w Tasiilaq?
R.P.: Samobójstwo w Arktyce, tak jak we Wschodniej Grenlandii jest powodowane przez kilka rzeczy. Pierwsza, główna przyczyna bierze się z historii tych ludzi. Kiedy ktoś się zestarzał i nie był już w stanie wspierać swojej rodziny, to odchodził, aby ułatwić przetrwanie innym członkom klanu. Inne przyczyny, to alkohol i romantyczność. Poza tym zagubienie i utracenie swojej wartości. Lokalna społeczność musi się odrodzić. To są wspaniali, niezwykli, a także silni ludzie, którzy potrafią przetrwać w niezwykle srogim środowisku.
The Red House pojawił się z niczego, po to, aby dać sygnał, aby pokazać, że przy pomocy rąk i dobrze myślącej głowy, można się nauczyć postawy, która umożliwia przetrwanie i rozwój.
I.G.: Czy uważa Pan, że propaganda organizacji Greenpeace związana z ochroną środowiska, jest częściowo odpowiedzialna za degenerację rdzennej ludności Grenlandii?
R.P.: Z pewnością. Działalność Greenpeace jest jedną z głównych przyczyn dylematu z powodu którego nasza społeczność cierpi !!! Powtórzę: jedną z głównych przyczyn!
I.G.: Czy nie sądzi Pan, że osoby pochodzące z kraju, gdzie nie szanuje się rodzimej, związanej z rdzenną ziemią tradycji, nie są w stanie uczyć innych prawdziwego szacunku do ziemi?
R.P.: Z pewnością. Dopiero kiedy posprzątam swój dom, mogę mówić innym, jak się to robi …
I.G.: Czy myśli Pan, że w nowoczesnym świecie, rdzenni mieszkańcy Grenlandii ciągle są w stanie zachować tradycję swoich przodków?
R.P.: Tutaj trudno jest dokładnie określić, czym była kultura przodków. Iivi {Wschodni Grenlandczyk} i Inuita są półnomadami, gotowymi do skorzystania z każdej sposobności, która daje przetrwanie. Kiedyś to było życie, według zasady teraz, albo nigdy. To oznacza nie dającą się przewidzieć, improwizację JEDNEJ CHWILI, złapanie w ręce jedynej szansy. Niemniej jednak, mamy w swoim kraju trochę ludzi, którzy polują w tradycyjny sposób, ale jedną nogą gotowi są do życia w nowoczesnym społeczeństwie.
Osada Naajaat w północno-zachodniej Grenlandii. Fot. Kim Hansen (Źródło: Wikimedia commons)
I.G.: Czego chciałby Pan życzyć swoim przyjaciołom z Tasiilaq i innych miejsc na Grenlandii?
R.P.: Oto życzenia dla moich przyjaciół: bądźcie sobą, bądźcie dumni i pamiętajcie, gdzie jesteście.

Robert Peroni pochodzi z Górnej Adygi we Włoszech. Był wspinaczem i podróżnikiem. W wieku czterdziestu lat porzucił wszystko i przeniósł się na Grenlandię, gdzie założył Casa Rossa, ekologiczny ośrodek turystyczny, w którym zatrudnia Inuitów znajdujących się w trudnym położeniu.