Naszą planetę zamieszkuje cała masa rozmaitych
gatunków roślin, zwierząt, grzybów, bakterii i innych stworzeń tworzących
różnorodne ekosystemy, a te, w zależności od strefy klimatycznej, tzw. biomy, jak np. lasy deszczowe, sawanny, tajga,
tundra, stepy itp.
Wszystkie razem tworzą coś w rodzaju „organów” i „narządów”
planety będącej wszak żywym organizmem.
Każdy gatunek reprezentuje tutaj swoistą „tkankę”
budującą poszczególne „narządy” i „organy”, a każde stworzenie jest żywą
komórką wplecioną w żywą tkankę planety.
Taki obraz pozwala nam ujrzeć wszystkie istoty, jako
potrzebne i na miejscu.
Spotkałem się też z ciekawą koncepcją, że ludzkość
jako całość też jest częścią organizmu planetarnego, a każdy z nas tworzy ciało globalnego
organizmu ludzkości, będąc jakby jego komórką. Zaś każdy naród i każde plemię,
które wytworzyły własną kulturę w określonym kontekście geograficznym,
ekologicznym, społecznym i historycznym, jest jakby narządem lub organem
organizmu ludzkości.
Zatem każdy lud i plemię - Słowianie, Germanie, Arabowie, Berberowie,
Indianie, Aborygeni, Chińczycy i Tybetańczycy, ludy Pacyfiku i Dalekiej
Północy, Afryki i Kaukazu, wszystkie nacje wnoszą ważny wkład dla całego
globalnego kolektywu; wnoszą swój kulturowy i duchowy dorobek, swoją wiedzę i
doświadczenia. Żyjąc tam gdzie żyją, stanowią poszczególne narządy i organy
organizmu ludzkości, a ten z kolei stanowi część organizmu planetarnego, zaś
planeta Ziemia część organizmu kosmicznego.
W wielu starożytnych oraz rdzennych koncepcjach
Ziemia i wszechświat postrzegane są jako organizmy żywe, gdzie ta pierwsza jest
cząstką tego drugiego.
Wróćmy jednak na ziemię.
Każda nacja i plemię jest potrzebne, bo wnosi do
ludzkości inne nauki służące dobru całości.
Jednak tak, jak w organizmie żywym każda komórka
posiada półprzepuszczalną błonę komórkową
nadającą jej kształt, określającą jej granice i swego rodzaju tożsamość, a każdy
narząd zbudowany z wielu komórek ograniczony jest błoną surowiczą, również
nadającą kształt i swego rodzaju tożsamość, tak każdy lud i plemię, aby mogły
prawidłowo funkcjonować w kolektywnym „organizmie” też powinien w pewnym
zakresie kultywować swoją tożsamość i korzenie zachowując, tak jak w przypadku
błony komórkowej „półprzepuszczalność”, czyli przepuszczać do swojego wnętrza
to co korzystne, a blokować to, co szkodliwe.
Tak, jak komórka pozbawiona błony umiera, a organy
pozbawione błon surowiczych „rozłażą się” przestając pełnić swoje funkcje, co prowadzi
do śmierci całego organizmu, tak narody i ludy, które straciły swoją tożsamość,
rozpływają się gubiąc kulturowe i duchowe skarby, jakie miałyby światu do
zaoferowania, gdyby zachowały własne „półprzepuszczalne błony”.
Ostatnio słyszymy o zalewie Europy przez uchodźców i
emigrantów, których eksodus ma poważny wpływ na narody Europy Zachodniej i
Północnej.
Przyczyny tego zjawiska są bardzo złożone, a ono
samo jest objawem głębszych problemów społecznych i ekologicznych - ludzie i
Natura są ze sobą ściśle połączeni bez względu na ich świadomość tego
połączenia.
Jednak w tym artykule chciałby się skupić na
problemie utraty tożsamości w narodach europejskich, jako przyczynie utraty ich
witalności, a co za tym idzie powstaniu pustki, którą zapełniają narody o
wysokiej witalności napływające z Afryki i Azji (zwłaszcza z Bliskiego Wschodu).
O ile problem uchodźców w Wielkiej Brytanii, Francji
i Holandii można tłumaczyć również ponoszeniem konsekwencji ich imperialnej
polityki ostatnich kilku stuleci, polegającej na podbijaniu, podporządkowywaniu
i eksploatowaniu narodów świata, zwłaszcza Afryki i Azji, to jak wytłumaczyć
kryzys narodu szwedzkiego i duńskiego, które w historii nowożytnej nie splamiły
się tak mocno zaszłością kolonialną, jak ww. państwa?
Problem polega na tym, że Szwedzi i Duńczycy uwierzyli
w to, że to co dobre, przychodzi do nich tylko z zewnątrz, zaś to co ich, to „prymitywizm”
i „dzikość”.
Pomimo, że żyją na swoich ziemiach od tysięcy lat,
czują się tam jakby sami byli emigrantami, obcymi na własnej ziemi.
Przeciętny Szwed, czy Duńczyk słabo zna swoją
historię i kulturę, jest wykorzeniony. On się czuje nie tyle Szwedem, czy
Duńczykiem, co „Europejczykiem” lub „obywatelem świata”, lepiej zna Wyspy
Kanaryjskie, niż własną ojczyznę.
Instytucja rodziny jest w tych narodach mocno
nadwątlona.
To sprawia, że jako narody tracą swoją witalność i
jako takie są podatne na rozpłynięcie się w napływowych narodach o dużo większej
witalności.
Ten sam problem destruktywnej utraty tożsamości
można zaobserwować także w pozostałych krajach Europy Zachodniej, zarówno w wyżej
wymienionych dawnych ośrodkach zamorskich imperiów, jak i w Niemczech.
Ideologia „multi kulti”, poniekąd dobra w krajach, w
których „od zawsze” istniały obok siebie różne kultury i języki, jak np. w
Indiach, Indonezji, czy Meksyku, albo Nigerii, ponieważ na jej podstawie można
tam budować pokojowe relacje społeczne, to na gruncie europejskim staje się
niebezpieczna, ponieważ tutaj narzucana jest trochę na siłę i prowadzi do
skutków odwrotnych od zamierzonych, jakimi miał być pokój.
Pragnę podkreślić, że żywię głęboki szacunek do
ludów Bliskiego Wschodu i Afryki. Miałem okazję stykać się z nimi, a spotkania z
tymi ludźmi były dla mnie niezmiernie ubogacające i inspirujące,
Chodzi o to, abyśmy tym ludziom autentycznie
pomagali. Autentyczna pomoc, to mądra pomoc. Wpuszczanie ogromnej masy ludzi do
swojego domu do mądrych nie należy.
Pragnę, abyśmy my, jako narody świadome swoich
korzeni i kultury, świadomie pomagali innym narodom i kulturom, abyśmy nie „rozpuszczali”
swojej „półprzepuszczalnej błony”, tylko robili z niej właściwy użytek. Błona
komórkowa jest ożywioną częścią komórki. Posiadając ciekło-krystaliczną
strukturę stanowi też rodzaj procesora, „mózgu” komórki”, który rozpoznaje
otoczenie i zapisuje dane.
Jeśli, jako naród zachowujemy zdrowie (tożsamość,
kulturę i korzenie, oczywiście bez szowinizmów, instytucję rodziny, więź z
przodkami i ziemią oraz naturą), wówczas nasz symboliczny „organ” planetarnego
organizmu jest w stanie pozytywnie wpłynąć na inne „organy”, w których jest
jakieś zaburzenie, zamiast pozwolić na to, aby zaburzenie i dysharmonia
rozprzestrzeniły się na pozostałe „organy”.
Tomasz
Nakonieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz