Idea parków narodowych jest bardzo zacną i pożądaną formą ochrony przyrody. Doskonale sprawdza się w Europie, w tym w Polsce, gdzie mamy znaczący ich niedomiar, a pilność podwojenia ich ilości oraz powiększenia powierzchni wielu już istniejących parków narodowych (jak np. Białowieski, czy Bieszczadzki) jest wręcz paląca.
Jednak są miejsca na świecie, gdzie obszary chronione tworzone są z pogwałceniem elementarnych praw człowieka, bo wiążą się z brutalną eksmisją ludności tubylczej żyjącej na danym terenie nierzadko od wieków. Bardzo często te społeczności żyły w sposób doskonale zrównoważony, bo oparty o tradycyjną ekologiczną wiedzę danej grupy etnicznej. Ich styl życia przyczynił się do zachowania wysokiej różnorodności ekologicznej zamieszkiwanego terenu oraz wysokich walorów przyrodniczych, które później stają się przedmiotem ochrony w nowo powstających obszarach chronionych.
Już pierwszy powstały przed 150 laty park narodowy - amerykański Yellowstone National Park został powołany po wypędzeniu z jego terytorium lokalnej ludności indiańskiej. Zapoczątkował tym samym nie tylko potrzebną ideę konserwatorskiej ochrony przyrody, ale niestety, także kolonizację poprzez konserwatorską ochronę przyrody, która ma miejsce po dzień dzisiejszy w krajach Azji i Afryki. Nota bene nowo powstały Yellowstone stosował na początku takie sposoby ochrony przyrody, które wydają się być obecnie szokujące, na przykład wybijanie dużych drapieżników po to, aby zwiększyć liczebność jeleni, aby turyści mogli się nimi zachwycać. Celem parku narodowego była bowiem wówczas przede wszystkim rekreacja. Później to się zmieniło i Yellowstone National Park poszedł w kierunku ochrony naturalnych procesów przyrodniczych, w tym w regenerację ekosystemów po przywróceniu po wieloletniej nieobecności gatunków kluczowych, jak np. wilk szary.
Jednak obecnie celem wielu nowo powstających na terenach tubylczych parków narodowych są tzw. kredyty węglowe, które rzekomo mają chronić klimat. Dlaczego to fałszywe rozwiązanie, o tym będzie dalej w niniejszym artykule.
O ile słusznie twierdzi się, że obszary chronione mogą chronić przed wylesianiem i innymi działaniami powodującymi emisję CO2, to wykorzystywanie tego faktu do kompensacji emisji przez przemysł, zwłaszcza, gdy tworzy się takie obszary kosztem ludności rdzennej jest drogą prowadzącą donikąd. Zanieczyszczające przedsiębiorstwa, rządy lub osoby fizyczne mogą kupić na rynkach kredyty węglowe w celu „zrównoważenia” swoich emisji. Teoretycznie ma to być być korzystne dla obu stron: więcej obszarów chronionych, więcej łagodzenia zmian klimatycznych, a różnorodność biologiczna, jak i klimat zostaną uratowane! Jednak rzeczywistość jest inna.
Sprzedaż kredytów węglowych z obszarów chronionych staje się bowiem katastrofą dla ludzi, ale też...dla klimatu. Łączy bowiem w sobie wszystkie naruszenia praw człowieka spowodowane konserwatorską ochroną przyrody typu "forteca" ze wszystkimi problemami ekologicznymi powiązanymi z procederem tzw. greenwashing.
Po pierwsze model ochrony typu "forteca" przyczynia się do śmierci ludzi.
Organizacje praw człowieka, niezależne dochodzenia i w coraz większym stopniu dochodzenia rządowe wyraźnie udokumentowały na przestrzeni wielu lat, w jaki sposób tworzeniu obszarów chronionych w Afryce i Azji towarzyszy zwiększona militaryzacja i przemoc 1 . Są one zakładane bez zgody pierwotnych mieszkańców, które tracą ziemie swoich przodków, od których zależy ich biologiczne przetrwanie. Stają się oni nierzadko ofiarami tortur, gwałtów i morderstw jeśli spróbują odzyskać dostęp do swoich ziem. Paradoksalnie tak powoływane obszary chronione niszczą najlepszych strażników świata przyrody - ludność tubylczą, na której ziemiach występuje 80% różnorodności biologicznej.
Doświadczenie pokazuje2 jednak, że miliony zarobione na kredytach węglowych nie trafią do społeczności, na których ziemiach węgiel jest pochłaniany lub magazynowany. Za to znacznie zwiększa finansowanie samej ochrony przyrody, która w opisywanych przypadkach polega na ogromnej ekspansji i militaryzacji obszarów chronionych. W praktyce pieniądze rzekomo przeznaczone na „łagodzenie klimatu” zostaną wykorzystane do eksmisji ludzi z ich ziem oraz sfinansowania wynagrodzeń strażników i sprzętu wojskowego wykorzystywanego do łamania praw człowieka wobec rdzennej ludności.
Samburu. Afryka. (Źródło: https://act.survivalinternational.org/page/123852/action/1) |
Po drugie, przyczynia się do śmierci środowiska przyrodniczego
Jednocześnie, co paradoksalne, może przyczyniać się do pogorszenia klimatu. Dzieje się tak dlatego, ponieważ większość programów opartych na przyrodzie (Nature-based schemes ) mających na celu zrównoważenie emisji gazów cieplarnianych to po prostu oszustwa związane z ekologią3. Liczne badania projektów offsetowych, które mają chronić lasy lub inne ekosystemy, wykazały, że w rzeczywistości robią one bardzo niewiele albo nic, aby zapobiec emisji dwutlenku węgla lub magazynować dodatkowy węgiel4 . Kompensaty sprzedawane w ramach takich programów powstają w wyniku oszukańczego „księgowania emisji dwutlenku węgla”, na przykład poprzez twierdzenie, że bez projektu oszczędzania emisji dany obszar zostałby bardzo szybko zniszczony, podczas gdy w rzeczywistości nie był on w rzeczywistości zagrożony.
Z niedawnego badania naukowego wynika, że ponad 90% kredytów kompensujących lasy deszczowe nie przyczynia się do ograniczeniaemisji dwutlenku węgla5 . W innych przypadkach projekty, które rzekomo miały zapobiegać wylesianiu na jednym obszarze, skutkowały po prostu wycinaniem drzew i uwalnianiem dwutlenku węgla w innym miejscu, przy zerowych korzyściach dla klimatu. Podobnie jak w przypadku obszarów chronionych typu "forteca", najłatwiejszymi celami projektów węglowych są ziemie społeczności tubylczych i lokalnych, których sposób życia, jak na ironię, często obwinia się za pogłębianie zmian klimatycznych. Firmy zanieczyszczające, które kupują bezwartościowe kredyty na „gorące powietrze” w ramach takich projektów, twierdzą, że są „neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla”, podczas gdy nadal emitują CO2 do atmosfery. Społeczeństwu zaś wmawia się, że problem został rozwiązany, ciągła nadmierna konsumpcja może być przyjazna dla klimatu i że żadne zmiany nie są konieczne. Tymczasem globalne ocieplenie pogłębia się, rozprzestrzeniają się pożary lasów i pustynnienie.
Po trzecie zabija sprawiedliwość.
Duże organizacje pozarządowe zajmujące się ochroną środowiska, a które czerpią korzyści z projektów kredytów węglowych, współpracują z najbardziej zanieczyszczającymi przedsiębiorstwami na świecie. Przedsiębiorstwa te korzystają z tych rekompensat, aby uniknąć konieczności zmniejszania swoich emisji. Na szczęście pod wpływem nacisków międzynarodowych duża część środków publicznych trafiających do branży ochrony przyrody jest obecnie poddawana analizie. W Stanach Zjednoczonych wprowadzane jest nowe ustawodawstwo, które ma powstrzymać finansowanie z pieniędzy podatników łamania praw człowieka w imię ochrony przyrody. Jednak nowe środki pochodzące z kompensacji emisji dwutlenku węgla nie będą objęte tymi nowymi standardami legislacyjnymi. Umożliwi to branży ochrony przyrody dalsze nadużywanie praw ludności tubylczej i społeczności lokalnych.
„Przyroda jest przedmiotem handlu. Obecnie sprzedaje się wodę, podobnie jak las, powietrze i ziemię” Ninawa Huni Kui z indiańskiego plemienia Huni Kui, Brazylia.
W północnej Kenii pod pretekstem utworzenia nowego typu obszaru chronionego zwanego „rezerwatem" (conservancy) organizacja o nazwie NRT przejęła kontrolę nad milionami hektarów ziemi, która jest zamieszkana przez liczne rdzenne ludy pasterskie, takie jak Samburu, Borana i Rendille. NRT to inicjatywa Iana Craiga, którego własne ranczo, obecnie zamienione w „rezerwat” dla bogatych turystów, znajduje się na ziemi skradzionej pasterzom. Ziemia ta została przekazana jego rodzinie, której związki z brytyjską rodziną królewską są dobrze udokumentowane, przez dawną administrację kolonialną.
W ramach projektu offsetowego na tym obszarze rozpoczętego w 2013 r. przy wsparciu amerykańskiej organizacji Nature Conservancy, NRT twierdzi, że magazynuje miliony dodatkowych ton węgla w glebie, zmniejszając presję wypasu stad pasterzy. Chodzi o to, że rzekomo NRT powstrzymuje pasterzy przed „nadmiernym wypasem” i pomaga im wypasać bydło w „zrównoważony sposób”, dzięki czemu roślinność może rosnąć i magazynować więcej węgla. Powstałe w ten sposób kredyty węglowe są sprzedane dużym firmom, m.in. Meta (Facebook) i Netflix.
Prawda jest jednak taka, że pasterze wypasają zwierzęta w sposób zrównoważony od pokoleń. Nowe praktyki pasterskie narzucone w ramach projektu są zwykle gorsze niż tradycyjny wypas. Nie ma też dowodów na to, że odkładany jest w glebie jakikolwiek dodatkowy węgiel. W rzeczywistości projekt polega na zniszczeniu bliskiego związku między społecznościami tubylczymi, ich stadami i środowiskiem, tego samego związku, który pozwolił im rozwijać się i odżywiać bogaty w dziką przyrodę krajobraz pastwisk. Uzbrojeni strażnicy NRT patrolujący rezerwaty, ograniczają dostęp obszaru dla pastwisk pasterzy podważając ich odporność na skutki zmian klimatu. Strażnicy byli już odpowiedzialni za dziesiątki straszliwych naruszeń praw człowieka, w tym morderstwa. Ze strony lokalnych społeczności nie było żadnej wyraźnej zgody na projekt węglowy. Z kolei miliony dolarów zarobionych na sprzedaży kredytów węglowych zostaną wykorzystane do wzmocnienia kontroli NRT nad tym obszarem kosztem dziesiątek tysięcy rdzennych ludzi - tych najmniej odpowiedzialnych za zmiany klimatyczne.
Pozytywne rozwiązania
Istnieją jednak pozytywne przykłady działań na rzecz rozwiązywania wszechkryzysu (kryzysu klimatycznego, spadku różnorodności biologicznej, konfliktów i masowych migracji) bez uciekania się do eksmisji lokalnej ludności z odwiecznych ziem. Wręcz przeciwnie. Są to przykłady ścisłej współpracy z ludnością rdzenną, jako podmiotem, z wykorzystaniem ich wypracowanych wiekami doświadczeń w postaci tradycyjnej ekologicznej wiedzy. Metody te są też dużo tańsze, niż wykupione za pieniądze wielkiego emisyjnego biznesu obszary chronione strzeżone przez uzbrojonych strażników. Są skuteczne i co bardzo ważne - etyczne.
1. Fundacja Home Planet Fund, mimo, że finansowana, oprócz prywatnych darczyńców, pieniędzmi firmy odzieżowej Patagonia, której też można zarzucić pewne nieprawidłowości, robi bardzo wiele dobrego dla przyrody, klimatu i ludności tubylczej w różnych zakątkach ziemi6.
Masajski pasterz (Fot. Ton Koene. Źródło: https://homeplanetfund.org/program/africa/) |
Misją fundacji jest bezpośrednie wspieranie ludności tubylczej i lokalnej, która żyje na pierwszej linii frontu walki o przyrodę i posiada potencjał rozwiązania wszechkryzysu.
Między innymi fundacja współpracuje z ludami pasterskimi ze wschodniej Afryki (Uganda, Kenia, Tanzania), tymi samymi, które w innych częściach regionu padają ofiarą błędnej polityki klimatycznej i środowiskowej.
Pasterstwo praktykowane przez Masajów, Samburu, Karamojong i inne ludy w Afryce Wschodniej jest tam uprawiane od 10 000 lat. Mimo to przyczynia się do wiązania dwutlenku węgla i utrzymywania obszarów o dużej bioróżnorodności.
Na prawie połowie powierzchni Afryki ponad ćwierć miliarda pasterzy angażuje się w strategiczną mobilność w wielu różnych krajobrazach, aby uzyskać dostęp do transgranicznych zasobów naturalnych.
2. Zarządzane plemiennie obszary chronione w Kenii7
Jeden z takich obszarów chronionych znajduje się na na płaskowyżu Laikipia w pobliżu Mount Kenya. Prowadzony jest przez przez Masajów z plemienia Il Ngwesi. Rezerwat i związany z nim ośrodek turystyczny zarządzany jest kolektywnie przez siedem wiosek.
Prawdziwym testem odporności tego typu ochrony dzikiej przyrody była ostatnia pandemia Covid-19. Na jej skutek bardzo ucierpiała turystyka, która jest głównym źródłem utrzymania dla rządowych rezerwatów przyrody w kraju. Spowodowało to zubożenie ludności, kłopoty finansowe parków narodowych i wzrost kłusownictwa na terenach chronionych. Tym czasem zarządzany plemiennie rezerwat okazał się nad wyraz odporny na te perturbacje. Nawet praktycznie nie zaobserwowano znacznego wzrostu kłusownictwa w masajskim rezerwacie przyrody. Tajemnica tej odporności kryje się prastarym stylu życia pasterskiego, który zależy od dobrego zarządzania otwartymi użytkami zielonymi, z korzyścią zarówno dla dzikiej przyrody, jak i bydła.
Około 40 procent przychodów z turystyki zostało zawczasu wydanych na projekty rozwojowe, opiekę zdrowotną i opłacanie edukacji dzieci pasterzy bydła. Praca ośrodka turystycznego i rezerwatu przyczyniła się do poprawy sytuacji ekonomicznej mieszkańców oraz stanu populacji dzikich zwierząt.
3. Tubylcze obszary chronione w Kanadzie8
Jednym z pierwszych tego typu był utworzony pod koniec 2020 roku obszar w Arktyce na Zatoce Hudsona obejmujący Wyspy Ottawa. Jest to ważna ostoja niedźwiedzia polarnego, ważnego totemu dla miejscowych Inuitów. To właśnie ta społeczność jest gospodarzem tego obszaru.
Oprócz niedźwiedzi chroniony tutaj jest podgatunek biegusa rdzawego, mors atlantycki oraz kaczki arlekin i edredon.
Docelowo rząd Kanady ma wesprzeć powstanie 27 tego tubylczych obszarów chronionych. Tego typu forma ochrony obszarów dzikiej przyrody może urealnić cel rządu kanadyjskiego objęcia ochroną 30% terenów lądowych i morskich do 2030 roku. Dodatkowo wpisuje się w proces pojednawczy z ludami tubylczymi, które do tej pory boleśnie doświadczają skutków kolonializmu.
Wyspy Ottawa na Zatoce Hudsona (Fot. Yvan Pouliot) |
Ostatnio w świecie nauki pojawiło się zalecenie, aby objąć co najmniej 20% lądów i 20% morskich wód ochroną w celu powstrzymania szóstego wielkiego wymierania gatunków. Tymczasem terytoria tubylcze same w sobie mają potencjał ochrony nawet 30% powierzchni lądów.
Według Raportu Konsorcjum ICCA (Indigenous and Community Conserved Area – Obszary Chronione przez Społeczności Rdzenne i Lokalne) 9 - grupy opowiadającej się za ochroną przyrody przez rdzennych mieszkańców, około 21 procent wszystkich lądów na Ziemi zachowuje wysoką wartość przyrodniczą właśnie dzięki rdzennym wspólnotom.
Oznacza to, że ludy tubylcze i społeczności lokalne chronią znacznie więcej powierzchni Ziemi niż parki narodowe i rezerwaty nadzorowane przez państwa, które obejmują zaledwie 14% wszystkich gruntów na Ziemi.
Według Konsorcjum jego raport jest pierwszą próbą zmierzenia zasięgu obszarów chronionych przez ludy tubylcze i społeczności lokalne, znane jako ICCA lub terytoria życia...
Warto pójść drogą współpracy ze społecznościami rdzennymi i tubylczymi w zakresie ochrony przyrody i różnorodności biologicznej. Z nimi, a nie kosztem ich.
Na koniec warto przytoczyć wnioski ponad 20 badaczy opublikowane w czasopiśmie Ambio10, mianowicie, że różnorodność biologiczna spada wolniej, niż gdzie indziej, właśnie na obszarach zarządzanych przez ludność rdzenną i społeczności lokalne.
Tomasz Nakonieczny
Niniejsze opracowanie zostało w dużej mierze oparte na artykule opublikowanym przez organizację Survival International pt. "Blood Carbon"
3Anatomy of a ‘Nature-Based Solution’: Total oil, 40,000 hectares of disappearing African savannah, Emmanuel Macron, Norwegian and French ‘aid’ to an election-rigging dictator, trees to burn, secret contacts, and dumbstruck conservationists